niedziela, 30 marca 2014

Rozdział 8

Serce waliło mi jak oszalałe.
- Lucas - wyszeptałam.
Stałam twarzą w twarz z moim (i moich rodziców) najgorszym wrogiem. Przecież on zawsze był gotowy na to, żeby zabić mnie i całą moją rodzinę. Przez te wszystkie lata rodzice chronili mnie przed nim. A teraz? W każdej chwili może wyciągnąć nóż i... Próbowałam się wyrwać, ale on tak mocno trzymał mnie za ramię, że każdy mój ruch powodował ból.
- Gdz-gdzie moi ro-rodzice - ledwo mówiłam ze strachu. Lucas szeroko się uśmiechnął i powiedział:
-Och,  kochanie... O nich nie musisz się martwić...
Wiedziałam, że ich zabrał. Z pewnością ich zabije, a ja nie mogę do tego dopuścić! Zaraz...
-A Ashley? Moja ciotka?! - spytałam, tym razem głośno krzycząc.
- Myślę, że jej już więcej nie spotkasz...
Czułam, że moje serce biło coraz wolniej, oczy mi się zamknęły, zakręciło mi się w głowie i...

--------------------------

-Selena! Selena! Powiedz coś błagam! - usłyszałam męski głos.
Zaczęłam się powoli podnosić z pozycji leżącej.
-Dzięki Bogu - spojrzałam w stronę mężczyzny siedzącego obok mnie.
-Ju..Justin? - zapytałam drżącym głosem i rzuciłam mu się na szyję - Gdzie my...
-Zamknął nas - odpowiedział chłopak.
-Nie... nie nie nie nie- powtarzałam. A Vanessa?
- Zabrał ją! My...musimy ją odszukać - widać było, że w oczach Justina pojawiły się łzy.
Usłyszeliśmy, że ktoś otworzył drzwi.
-Właź - rozkazał jakiś facet.
-Ja...
-Właź powiedziałem! - ten ktoś rzucił Vanessą i zatrzasnął za nią drzwi.
-Justin! Selena! Myślałam, że nigdy was już nie zobaczę! - krzyknęła zapłakana i rzuciła się na nas.
- Co oni ci robili? - zapytał Justin.
-Pytali o różne rzeczy...
-Vanessa, powiesz czy nie? - dopytywał się jej starszy brat.
-Kim jesteśmy, dlaczego pomagamy Selenie i takie tam...Seleno, bardzo mi przykro z powodu twojej cioci...- dziewczyna posmutniała.
Zawiesiłam głowę na dół, a w moich oczach pojawiły się łzy.
Dlaczego Ashley? Była najwspanialszą ciocią na świecie. A ja jej już nie zobaczę!
-A co z twoimi rodzicami? - spytał Justin - I bratem?
-Nie wiem- wzruszyłam ramionami - Nie mam pojęcia co robić. Rodziców pewnie zabrał gdzieś do siebie, a teraz ich więzi... Nie wiem co robić. A Ryan? Nie wiem, czy w ogóle żyje. Przecież Lucas mógł go zabić...
Minęło kilka minut ciszy. Każdy z nas zastanawiał się jaki mamy plan. Przecież najpierw musimy się jakoś stąd wydostać. Nie możemy tu tkwić całe życie.
-Przykro mi, że was to spotkało... - szepnęłam Justinowi na ucho.
-Nie przejmuj się - złapał moją rękę, a moje serce zaczęło bić szybciej - Pomożemy ci! Nie zostawimy cię - uśmiechnął się.
Odwzajemniłam uśmiech. Vanessa usiadła obok nas, kładąc Justinowi głowę na ramieniu.
-Musimy uważać...Na Lucasa - powiedziała dziewczyna - On jest naprawdę niebezpieczny!
Wstałam z łóżka i podeszłam do okna wpatrując się w przestrzeń.
-Przysięgam - zaczęłam - zabiję cię Lucas'ie.

środa, 26 marca 2014

Rozdział 7

Selena:

-Gdzie ty uciekasz?! - krzyknął do mnie jeden z rycerzy.
-Nie pójdę nigdzie z wami! - krzyknęłam.
Koleś pokręcił głową i uśmiechnął się. W tym samym momencie pociągnął mnie za rękaw, podniósł i posadził na koniu.
-Puszczaj mnie! - warknęłam.
Facet przewrócił oczami i powiedział:
-Słuchaj, nie mam czasu, znaleźliśmy cię tak jak kazał twój ojciec, więc uspokój się, dobra?
-Nie! Justin! - zawołałam chłopaka. Całe szczęście, że  razem z Vanessą już byli na dole.
-Kto to jest? - spytał Justin, wpatrując się w rycerzy.
-Przyszli mnie zabrać - odpowiedziałam ze łzami w oczach. Sama myśl o tym, że już nigdy nie znajdę brata, a co więcej opuszczę Van i Justina, przyprawiała mnie o dreszcze.
-Sel ja... Chyba niewiele mogę zrobić...-posmutniał, po czym dodał - Chyba, że....Panowie, jadę z Wami.
-Co? - zapytałam zdziwiona.
-Książę raczej księżniczki samej nie zostawia - uśmiechnął się.
- A co ze mną?! - popatrzyliśmy na Vanessę.
-Wskakuj siostra - Justin pomógł jej wejść na konia.
- Halo, halo, halo - przerwał jeden z rycerzy - Kto to jest? - popatrzył na mnie wskazując na Justina i Van.
-Albo oni jadą z nami, albo w ogóle nie pojadę - warknęłam.
Nie odpowiedział. Po prostu ruszyliśmy do pałacu.
Więc to koniec? Na tym miała polegać ta moja cała podróż? Przecież nie odnalazłam Ryan'a!. To po co ja się tak starałam? Mogę sobie wyobrazić minę mojej mamy jak wrócę. Do końca życia będę miała szlaban! Zamkną mnie w pokoju i nie będą się do mnie odzywać. Super...
Dojechaliśmy do pałacu.
-Panie! Znaleźliśmy ją! - wykrzyknął rycerz. Nikt nie odpowiedział.
-Panie...? - w tym samym momencie ktoś w czarnym kapturze wyskoczył zza rogu i złapał za szyję rycerza.
-Pomocy...! - ledwo mówił!
-Zostaw go! - rzuciłam się i wyrwałam z jego rąk rycerza. Przejęłam od niego miecz.
- Spróbuj jeszcze raz go dotknąć - powiedziałam. Miałam odejść, ale postanowiłam odwrócić się i po prostu zdjęłam ten jego obrzydliwy kaptur. Na widok "tej twarzy" zastygłam. Miałam uciec, ale w ostatniej chwili "on" mnie złapał i powiedział:
-Witaj złotko

czwartek, 20 marca 2014

Rozdział 6

Nasza wędrówka trwała już kilka godzin. Cały czas zastanawialiśmy się jak odnajdziemy mojego brata. Byłam już bardzo daleko od pałacu. Przed nami była widoczna tylko pusta droga. Czasem tylko nad nami przelatywał jakiś ptak, po ziemi szły obleśne robactwa. Oprócz mnie, Vanessy i Justina nie było nikogo.

---------------------
-Nie możemy pozwolić, żeby powtórzyła się sytuacja sprzed kilkunastu lat! - krzyczała zapłakana Ellen do swojego męża
-Spokojnie, odnajdzie się - próbował ją uspokoić - Przecież wiesz, ze wysłałem swoich ludzi na poszukiwania!
-Tak?! Kiedy Ryan zniknął to jakoś też ich wysłałeś! A widzisz, żeby tu z nami stał nasz syn?! Nie!
-Uspokój się Ellen! Selena jest mądrą dziewczyną, przecież nie wymyśli niczego głupiego! - powiedziała Ashley, obejmując siostrę.

---------------------

-Justin! Daj mi linę!
Selena, Van i Justin stali właśnie nad wielką przepaścią. Trzeba było tylko znaleźć  sposób, jak dostać się na dół. Całe szczęście, że Justin, że Justin w swoim plecaku miał długą i mocna linę.
-Musisz ją sobie zawiązać w pasie. Tylko mocno! Inaczej spadniesz - ostrzegł Selenę Justin.
Dziewczyna bardzo mocno związała gruby sznur.
-Nie wiem czy to się uda, ale gdybym... - urwała na chwilę - Dziękuję, ze chcieliście mi pomóc...
-Chyba nie zakładasz, że zginiesz? - Justin popatrzył się na nią dziwnie - Spokojna głowa,nie pozwolę ci upaść- uśmiechnął się i..przytulił Selenę.
Księżniczka odwzajemniła uśmiech.
Zaczęła powoli schodzić na dół, a Vanessa i jej brat bardzo mocno trzymali linę. Wtedy Van wpadła na pewien pomysł.
- Justin, zobacz! - wskazała na gruby, mocny wystający pień z ziemi - możemy tu przywiązać linę!
-Selena! Nie schodź dalej!  - krzyknął Justin i przywiązał linę do pnia.
-Już mogę?!  - spytała dziewczyna.
-Tak!
Pień okazał się bardzo pomocny. Dzięki niemu Selena bezpiecznie zeszła na dół
-Dobra, teraz ty - Justin wciągnął linę do góry  podał ją siostrze, ale usłyszał bieg. Bieg jakichś koni.
-Nie! - krzyknęła Selena.
-Znaleźliśmy ją!

-----------------------
Bardzo przepraszam, że nie było tyle czasu rozdziału! Mam teraz prawie codziennie sprawdziany w szkole i za bardzo nie mam czasu, ale mam nadzieję, że się rozdział spodobał :)))
Proszę o komentarze, bardzo mnie motywują do dalszej pracy <3

sobota, 15 marca 2014

Rozdział 5

Stałam przed chyba najprzystojniejszych chłopakiem, jakiego kiedykolwiek widziałam.
-Yyyy...halo? Jesteś tu..?? - spytał niepewnie chłopak.
-Co??? - spytałam, wracając do rzeczywistości.
-Powiedziałaś, że się chyba zakochałaś...No wiesz..Patrzyłaś na mnie - mrugnął do mnie i szeroko się uśmiechnął.
-Ja?! W tobie? Pfffff - to moje "pfff" było dość długie.
-Nie wiedziałem, że jestem taki przystojny... - chłopak jeszcze raz się uśmiechnął.
-Mówiłam, nie chodziło mi o ciebie - odparłam.
-Oprócz mnie, ciebie i mojej siostry nikogo tu nie ma - roześmiał się szeroko. Rany! Ale on ma śliczny uśmiech!
-Nieważne - odpowiedziałam.
-Jestem Justin. Justin Bieber, a to moja siostra, Vanessa - podał mi rękę.
-A ja Selena. Selena Russo - uniosłam jedną brew do góry - Co was tu sprowadza?
-Właściwie to się zgubiliśmy. Wiesz kto mógłby nam pomóc? - powiedział Justin.
-Może ja - zaproponowałam.
-Dobra...wiesz jak się stąd wydostać?
-Nie - odwróciłam wzrok ze wstydu. Miałam im pomóc, a raczej nie pomogłam.
Widać było, że chłopak posmutniał. Zrobiło mi się go żal.
-No nic...a ty? Też się zgubiłaś? - spytał mnie.
-Żartujesz? Ja tu mieszkam! Uciekłam z mojego pałacu, bo postanowiłam odszukać swojego brata.
-Więc jesteś księżniczką - powiedziała Vanessa.
Uśmiechnęłam się. Polubiłam ich.
Cała nasza trójka ruszyła przed siebie. Opowiedziałam im o tym, jak się dowiedziałam, że mam brata, o Ashley, o mojej matce, która teraz pewnie jest przerażona i znając Ellen, biega rozpłakana po całym pałacu. Nie chcę, żeby się martwiła. Nie chcę widzieć jej ze smutkiem na twarzy. To było najgorsze. Kochałam ją  i nie chciałam jej ranić, w żaden sposób.
Za to Justin opowiedział mi o tym, gdzie spędził swoje dzieciństwo, o swoim tacie, o tym, że jego matka kiedy miał dwanaście lat zginęła... Vanessa mówiła, że czasem nienawidzi swojego brata, że ją wkurza, ale się kochają i musi pogodzić z myślą, że już zawsze będą rodzeństwem. Rozmawialiśmy przez półtorej godziny.
-Słuchaj...Selena, tak? - Justin upewnił się, że dobrze pamięta moje imię.
-Tak - uśmiechnęłam się.
-Co powiesz na to, żeby ja i moja siostra - tu spojrzał na Vanessę - pomogli ci w dalszych poszukiwaniach twojego brata?
-Jasne! Byłoby super - byłam bardzo bardzo bardzo szczęśliwa. Nawet nie wyobrażacie sobie ile mogłabym tu użyć słowa "bardzo"! Dalsza wędrówka  z najprzystojniejszym facetem na Ziemi! Wyobrażacie sobie?!

czwartek, 13 marca 2014

Rozdział 4

Bałam się. To zrozumiałe. Prawdopodobnie podczas mojej podróży spotka mnie masa niebezpieczeństw, a najgorsze jest to, że byłam sama. Drugą najgorszą rzeczą jest to, kiedy wrócę do domu (jeśli w ogóle przeżyję), matka mnie zabije. Będzie tak zła, jaka nigdy wcześniej nie była. Pewnie na samym początku będzie płakać ze szczęścia, że mnie widzi, a potem zacznie się koszmar. A na samym końcu pozostaje pytanie: czy ja w ogóle znajdę teraz Ryan'a? Przecież nic o nim nie wiem. Nawet jak teraz wygląda, to jak go znajdę? Przy sobie miałam jego zdjęcie, ale to było, jak miał osiem lat. Nie wiem, czy go rozpoznam.
Postanowiłam narazie zająć się sobą. Moja bardzo długa suknia przeszkadzała mi. Nie mogłam się teraz tu przebrać. I gdzie? Jeszcze ktoś by mnie tu zobaczył. Moją jedyną bronią w torbie był nóż, więc wyjęłam go i odcięłam połowę sukni. Pod spodem miałam długie czarne buty, więc chyba nie wyglądało to źle. Spięłam moje długie brązowe włosy w kucyka i ruszyłam przed siebie.

---------------------------------

Ellen właśnie przechodziła przez długi korytarz, znajdujący się obok pokoju jej córki. Zamierzała porozmawiać z Seleną. Wiedziała, że się pokłóciły.
-Selena, kochanie, otwórz drzw...- Ellen zorientowała się, że drzwi są otwarte. Jednak Seleny tam nie było.
Matka zajrzała do kuchni. Do sali balowej. Do sypialni. Do łazienki. Lecz jej córka po prostu zniknęła.
- Nie...proszę nie...-błagała kobieta przypominając sobie sytuację kilkanaście lat temu z Ryan'em - Ashley! Ashley! - zaczęła szukać swojej siostry.
Kobieta wyszła zaspana na korytarz.
-Co się stało? Dlaczego tak krzyczysz, wiesz która jest godzina?! - wrzasnęła.
-Stało się coś strasznego! - Ellen z powodu płaczu ledwo mogła mówić.
-Powiesz, o co chodzi?!
-Selena zniknęła!

-----------------------------------

Znajdowałam się już bardzo daleko od mojego pałacu. Zaczynało się ściemniać. W oddali usłyszałam jakąś...rozmowę? Nie, to niemożliwe. Chyba...
Rzeczywiście, to były jakieś osoby. Zastanawiałam się, czy wyjąć moją broń, ale postanowiłam zaczekać.

------------------------------------

-Jesteś głodna? - spytał Justin swoją siostrę, podając jej czekoladowy batonik.
-Nie, dzięki - mruknęła Vanessa - Nie chcę tu dłużej siedzieć.
-Ja też nie, ale nie mamy wyboru. Wkrótce znajdziemy pomoc. Obiecuję ci.
Nagle oboje usłyszeli jakiś szelest. Odwrócili głowy, jednak nikogo, ani niczego tam nie było. Uznali, że się przesłyszeli, ale dokładnie w tej samej chwili jakaś osoba rzuciła się na nich!
-Nie ruszać się!!! - W chwili, gdy ta osoba chciała się rzucić na Justina, on się odsunął i "ten ktoś" wpadł do płytkiego, małego jeziorka.

-------------------------------------

Zanim się obejrzałam, pływałam sobie małym jeziorku. Szybko wyszłam z wody kierując wzrok na dwie osoby, które chyba mnie do niego wrzuciły. Jedną z nich był chłopak. Spojrzałam w jego śliczne, brązowe oczy i powiedziałam na głos:
-Chyba się zakochałam.


poniedziałek, 10 marca 2014

Rozdział 3

-Żartujesz sobie, tak? - spytała ze śmiechem Ashley. Jednak widząc moją minę szybko dodała:
-Czekaj...ty na poważnie?
-Jak najbardziej poważnie - odpowiedziałam i rruszyłam w stronę dzrzwi.
-Czekaj! - pociągnęła mnie za rękę Ashley, przez co się zatrzymałam - I jak zamierzasz to zrobić, co? Przecież nawet nie wiesz czy on żyje! - wykrzyknęła ciotka, wyrzucając ręce do góry.
-Sama powiedziałaś, że nic nie wiadomo - mruknęłam.
-Selena, chyba nie za bardzo mnie zrozumiałaś. Chodzi mi tylko o to, że nie możesz sama wyruszyć, teraz. Przecież to niebezpieczne! A poza tym, matka dostanie szału, jak się dowie, uwierz mi - powiedziała.
Dobrze znałam moją matkę. Miałam świadomość tego, że nie absolutnie się nie zgodzi na tak niebezpieczną wyprawę. Przez całe życie starała się mnie z ojem chronić przed Lucas'em.
-Wiem - zabrzmiała moja odpowiedź.
Ashley lekko się uśmiechnęła, po czym mnie przytuliła.
-Wiesz, że cię kocham i nie chciałabym, żeby coś ci się stało. A twoi rodzice...z pewnością nie chcieliby stracić drugiego dziecka.
Odwróciłam wzrok. Ciotka poklepała mnie po ramieniu i wyszła z pokoju. Ja również opuściłam to miejsce i skierowałam się w stronę naszego balkonu. Jak zwykle, siedziała tam moja matka.
-Wiesz - zaczęła - Czasami stoję tu z myślą, że tam, w oddali zobaczę Ryan'a. Że do nas wróci, powie "kocham cię, mamo" i przytuli.
Przytuliłam mamę, po czym cicho szepnęłam:
-Znajdę go, obiecuję.
Na początku mama stała bez ruchu. Ale potem..odepchnęła mnie od siebie i krzyknęła:
-Co....co?!
-Mamo, jestem gotowa wyruszyć w podróż. Ja..ja go odnajdę. Proszę! Nie pójdę sama, zabiorę kogoś
!
-Selena, czy ty czasami myślisz?! Pomyślałaś, jak to może być niebiezpieczne? A Lucas?! Selena, jak coś takiego w ogóle mogło przyjść ci do głowy? - krzyczała.
Spodziewałam się takiej reakcji. Ciotka miała rację. Matka wyszła z balkonu, a ja zostałam sama.

-------------------------

-Justin! Nogi mnie bolą, możemy się zatrzymać?! Jestem zmęczona, chce mi się pić,a poza tym nie mam zielonego pojęcia, gdzie jesteśmy! Zgubiliśmy się, rozumiesz? Z-G-U-B-I-L-I-Ś-M-Y się i nie wrócimy do domu! - wykrzyknęła czarnowłosa Vanessa do swojego brata.
-Oj siostra, ale ty narzekasz...przecież znajdziemy rozwiązanie! Nie przesadzaj! - odparł Justin, wywracając oczami.
Rodzeństwo się najprawdopodobniej zgubiło. Szukali pomocy przez kilka godzin. Nie mieli pojęcia, gdzie się znajdują,
-Czy możemy się chociaż NA CHWILĘ zatrzymać?! - wykrzyknęła Vanessa, po czym się zatrzymała.
-Dobra, ale proszę nie krzycz tak! Chcesz się napić? - spytał Justin, podając siostrze butelkę wody - Wszystko będzie dobrze. Wrócimy do domu, zobaczysz. Nie możemy zadzwonić, bo nie ma tu zasięgu. Wiem, mnie też to trochę przeraża, ale damy radę - objął ją ramieniem - Możemy iść dalej?
Vanessa kiwnęła głową. Ruszyli dalej.
-Myślisz, że w ogólę tu są jacyś ludzie....-powiedziała dziewczyna, zatrzymując się i wpatrując w wielki pałac, otoczony piękną złocistą aleją. Justin nie mógł uwierzyć własnym oczom. Uśmiechnął się od ucha do ucha.
-Myślę, że tak!

--------------------------


Było jeszcze wcześnie, a moi rodzice już spali. Wzięłam moją dużą torbę i spakowałam wszystkie potrzebne rzeczy. W ostatniej chwili przypomniałam sobie o ubraniach, które następnie również schowałam. Po cichu otworzyłam drzwi i wyszłam z pokoju. Szłam przez długi korytarz, aż wreszcie wyszłam z naszego pałacu.
-Ryan'ie, nadchodzę!

niedziela, 9 marca 2014

Rozdział 2

"Podpisano: Ellen Russo" - wpatrywałam się w ostatnie zdanie. Łzy pojawiły mi się w oczach. Jak to? Dlaczego tu jest napisane "rodzice"? Kto to jest Ryan? Co to ma być?! Porwałam kartkę i wybiegłam z pokoju. Ruszyłam w stronę balkonu, gdzie prawdopodobnie nadal znajdowała się moja mama. Miałam rację. Widząc mnie wstała z miejsca. Patrzyła na kartkę, którą trzymałam w ręku.
-Co to jest?! - prawie krzynęłam.
-Nie czytaj tego! - matka wyrwała mi ją z ręki.
-Za późno! - odpowiedziałam - Kim jest Ryan?!
-Nie miałaś się dowiedzieć w ten sposób...właściwie w ogóle nie miałaś się dowiedzieć - zaczęła moja matka, lecz jej przerwałam.
-Czyli chcesz mi powiedzieć, że przez kilkanaście lat okłamywałaś mnie, wmawiając mi, że jestem jedynaczką?!
-Widzę, że się domyślasz, o co tu chodzi...Ryan..jest twoim bratem... - mama schowała twarz w dłoniach - A raczej był twoim bratem - tu matka zaczęła płakać.
Stałam bez ruchu patrząc na moją matkę. Nic nie powiedziałam. Ryan nie żyje? Dlaczego? I w jaki sposób umarł? Dlaczego nikt mi nie chce powiedzieć? Moja mama, zupełnie jakby słyszała moje myśli, zaczęła mówić:
-Widzisz - wytarła chusteczką mokre oczy - Kiedy miałaś trzy lata, twój brat uciekł i nigdy nie wrócił. Tamtego dnia widziałam go po raz ostatni. Nie mam pojęcia dlaczego...
- Widocznie miał powód - odezwałam się. Nadal byłam na nią zła. Tak samo na ojca. Oboje mnie okłamywali. Nic mi nie powiedzieli. A ja przez te wszystkie lata zastanawiałam się tylko, kim jest mały chłopiec znajdujący się prawie na wszystkich zdjęciach w pokoju rodziców. Wróciłam do siebie. Położyłam się i okryłam niebieskim kocem. Ktoś zapukał do drzwi. To była Ashley.
- Czyli już wiesz...- powiedziała ze smutkiem w oczach.
-Ty też wiedziałaś? - spytałam zaskoczona. No pięknie. Robi się coraz lepiej...
-Ja..wiem, że możesz się nigdy więcej do mnie nie odezwać, możesz być na mnie zła, ale...
-Nie - przerwałam - Rozumiem. Nie będę na ciebie krzyczeć, złościć się...Tylko zastanawia mnie jedno, dlaczego ta kartka jest tutaj? Przecież to chyba jakaś wiadomość do...
-Tak - powiedziała Ashley - Twoja matka chciała to wysłać. Nie wiedziała, że gdzie jest twój brat, ale liczyła na to, że on to odczyta. Jednak zrezygnowała. Zostawiła to u mnie w pokoju, bo nie chciała, żebyś to zobaczyła.
-To prawda, że on już...nie żyje? - spytałam,
-Nigdy nie otrzymaliśmy takiej informacji. Właściwie nic nie wiadomo, ale twoja matka woli myśleć, że zginął.
-Dlaczego? To straszne!
-Tylko ona zna odpowiedź na to pytanie.
-Ashley, mogę zadać jeszcze jedno pytanie?
-Jasne, jakie?
-Dlaczego rodzice mi nie powiedzieli, że mam brata?
-Bali się - Ashley odwróciła głowę i podeszła do okna.
-Ale czego?
-Jeszcze poszłabyś go odszukać, zawsze miałaś dziwne pomysły! - prawie krzyknęła.
Nie rozumiem. Najpierw przychodzi, przeprasza, a teraz na mnie krzyczy.
-Wiesz co Ashley? - zapytałam, wstając z łóżka.
-Co? - spytała moja ciotka.
-Tak zrobię - uniosłam brwi do góry.
-Co zrobisz?
-Pójdę odszukać Ryan'a.

sobota, 8 marca 2014

Rozdział 1

-Ashley, gdzie matka? - spytałam moją ciotkę, która właśnie czytała jakąś książkę. Kochała czytać. Gdy była małą dziewczynką, jej mama codziennie sięgała po książkę i czytała. Cztery lata później matka zmarła przez jednego z naszych największyk wrogów, Lucas'a. Lucas za wszelką cenę chce przejąć nasz pałac i rządzić światem. Myślał, że jak zabije matkę Ashley, przestraszy nas, my uciekniemy, a wtedy pałac będzie jego.
-Chyba na balkonie -odpowiedziała, przewracając kartki.
Ruszyłam w stronę wielkich szklanych drzwi,prowadzących do naszego balkonu. Rzeczywiście, mama tam była. Siedziała na krześle i płakała. Co roku, 4 lutego, siedziała na tym balkonie i łzy spływały jej po policzkach,a ja nigdy nie mogłam dowiedzieć się o co chodzi. Czasami wydawało mi się, ze traktują mnie jak małą dziewczynkę. Ale ja mam już siedemnaście lat!
Ne chciałam pytać o powód jej smutku po raz dwudziesty. Po prostu chyba nie mogła mi powiedzieć.
-Wszystko w porządku? - zapytałam.
-Tak - odpowiedziała - Chciałabym pobyć trochę sama.
-Jasne - mruknęłam.
Miałam zamiar wrócić do swojego pokoju, ale w ostatniej chwili zdecydowałam się pójść do pokoju rodziców. Znajdowało się tam mnóstwo zdjęć. Moje, ich i pewnego małego chłopca, lecz nie miałam pojęcia kim on jest. Gdy pytałam o to taty, za każdym razem nic nie odpowiadał. Nie wiem dlaczego.
Nagle poczułam,że ktoś łapie mnie za ramię.
-Znów oglądasz te stare zdjęcia, co? - uśmiechnęła się moja ciotka, Ashley.
-Lubię tu przychodzić - odpowiedziałam, również się uśmiechając.
Po chwili obie podeszłyśmy do zdjęcia małego chłopca.
-Dlaczego nikt nie chce mi powiedzieć, kim on jest? - spytałam, z nadzieją, że uzyskam odpowiedź.
-Wiesz...może po prostu narazie...nie powinnaś wiedzieć - zabrzmiała odpowiedź.
Jak to nie powinnam wiedzieć?!
-W tej chwili mogę ci tylko powiedzieć, że on już nie żyje - dodała Ashley, wychodząc z pokoju.
Nie żyje?
Ja również opuściłam pokój, kierując się do sali balowej. Za miesiąc są moje urodziny. Podobno tata planuje jakieś wielkie przyjęcie. Nie lubię czegoś takiego. Wszyscy przychodzą, śmieją się i wręczają prezenty, a ty stoisz udając, że dobrze się bawisz.

Wróciłam do swojego pokoju. W nim czułam się najlepiej. Zaczęłam szukać jakiejś dobrej książki. Poprzewracałam wszystko w szafie. Wszystkie już przeczytałam. Ugh. Postanowiłam pójść do pokoju Ashley. Ona miała miliony świetnych książek. Sięgnęłam po jedną z nich i wróćiłam do swojego pokoju. W pewnym momencie wypadła z niej biała kartka z czarnym napisem.
"Kochany Ryan'ie, obiecuję Tobie, gdziekolwiek jesteś, że Cię znajdziemy. Kochamy cię, rodzice.
Podpisano: Ellen Russo."

piątek, 7 marca 2014

Prolog

-Kocham cię Selena - powiedziała Ellen, przytulając trzyletnią córeczkę. Obok niej siedział jej mąż głaszcząc dziecko po maleńkiej główce.
-Musimy ją chronić - powiedział do żony- Mam nadzieję, że będzie bezpieczna.
Oboje poszli do pokoju, w którym znajdowało się łóżeczko dla małej. Ellen położyła Selenę i okryła ją białym kocykiem. Po chwili wszedł mały braciszek dziewczynki, Ryan. Miał osiem lat, ale po jego minie było widać,  że nie jest zadowolony z przybycia siostry na świat. Od czasu jej urodzenia miał wrażenie, że wszyscy o nim zapomnieli.  Rodzice zajmowali się tylko nią.. Nie zwracali na niego uwagi. Był zazdrosny. Pragnął tylko, żeby Selena zniknęła z jego życia. Mały Ryan się rozpłakał. Rodzice natychmiast do niego podbiegli, pytając co się stało. Ale dokładnie w tym samym momencie jego siostra również zaczęła wrzeszczeć. Ellen wzięła męża za rękę i pociągnęła za sobą biegnąc w stronę córeczki.
Ryan przestał płakać. Wpatrywał się tylko w matkę przytulającą Selenę. Wyszedł ze swojego pokoju i ruszył w stronę wyjścia. Skulił się pod jednym z drzew i ponownie zaczął płakać.

Ellen biegała po całym pałacu zrozpaczona. Ojciec musiał zostać z nadal wrzeszczącą Seleną.
- Ryan! Gdzie jesteś?! Synku? Słyszysz mnie?! - wołała mama. Jednak nigdzie go nie było.
Wyszła na zewnątrz wpatrując się w ślady jego butów. Prowadziły do ogromnego drzewa. Ale synka również tamnie było.
Ryan zniknął. Ellen wróciła do pałacu, informując męża o tym co się stało.
-Zrób coś, on ma tylko osiem lat! Proszę..-błagała żona.
Wysłał kilkanaście osób. Wierzył, że odnajdą jego syna.

-----------

Ryan biegał po gładkiej ziemi. Co chwilę jakieś rośliny wpadały mu na twarz, więc musiał je ciągle odpychać jego małymi rączkami.
Już dawno przestał płakać. Wiedział, że rodzice i tak nie będą go szukać. Myślał, że już go nie kochają.
Nie miał racji.

-----------

- Sprawdźcie tam! - krzyknął jeden z mężczyn. Każdy z nich miał brązowego konia. Nikt nie widział, gdzie może się znajdować ośmioletni Ryan.
Ich poszukiwania trwały już kilka godzin.

-----------

-A co jak on się nie znajdzie? - spytała zapłakana Ellen wpatrując się w męża wpatrującego się w okno.
-Przestań - warknął - Z pewnością się znajdzie...To małe dziecko, nie poradzi sobie sam  - Ellen wiedziała, że powiedział to niepewnie.
Mała Selena spała w swoim łóżeczku okryta kocykiem. W pewnym momencie obudziła się. Ale nie płakała. Spojrzała za siebie na duże zdjęcie, na którym znajdowało się zdjęcie rodziców i Ryan'a. Zmrużyła maleńkie oczka i znów zasnęła.

-----------