czwartek, 13 marca 2014

Rozdział 4

Bałam się. To zrozumiałe. Prawdopodobnie podczas mojej podróży spotka mnie masa niebezpieczeństw, a najgorsze jest to, że byłam sama. Drugą najgorszą rzeczą jest to, kiedy wrócę do domu (jeśli w ogóle przeżyję), matka mnie zabije. Będzie tak zła, jaka nigdy wcześniej nie była. Pewnie na samym początku będzie płakać ze szczęścia, że mnie widzi, a potem zacznie się koszmar. A na samym końcu pozostaje pytanie: czy ja w ogóle znajdę teraz Ryan'a? Przecież nic o nim nie wiem. Nawet jak teraz wygląda, to jak go znajdę? Przy sobie miałam jego zdjęcie, ale to było, jak miał osiem lat. Nie wiem, czy go rozpoznam.
Postanowiłam narazie zająć się sobą. Moja bardzo długa suknia przeszkadzała mi. Nie mogłam się teraz tu przebrać. I gdzie? Jeszcze ktoś by mnie tu zobaczył. Moją jedyną bronią w torbie był nóż, więc wyjęłam go i odcięłam połowę sukni. Pod spodem miałam długie czarne buty, więc chyba nie wyglądało to źle. Spięłam moje długie brązowe włosy w kucyka i ruszyłam przed siebie.

---------------------------------

Ellen właśnie przechodziła przez długi korytarz, znajdujący się obok pokoju jej córki. Zamierzała porozmawiać z Seleną. Wiedziała, że się pokłóciły.
-Selena, kochanie, otwórz drzw...- Ellen zorientowała się, że drzwi są otwarte. Jednak Seleny tam nie było.
Matka zajrzała do kuchni. Do sali balowej. Do sypialni. Do łazienki. Lecz jej córka po prostu zniknęła.
- Nie...proszę nie...-błagała kobieta przypominając sobie sytuację kilkanaście lat temu z Ryan'em - Ashley! Ashley! - zaczęła szukać swojej siostry.
Kobieta wyszła zaspana na korytarz.
-Co się stało? Dlaczego tak krzyczysz, wiesz która jest godzina?! - wrzasnęła.
-Stało się coś strasznego! - Ellen z powodu płaczu ledwo mogła mówić.
-Powiesz, o co chodzi?!
-Selena zniknęła!

-----------------------------------

Znajdowałam się już bardzo daleko od mojego pałacu. Zaczynało się ściemniać. W oddali usłyszałam jakąś...rozmowę? Nie, to niemożliwe. Chyba...
Rzeczywiście, to były jakieś osoby. Zastanawiałam się, czy wyjąć moją broń, ale postanowiłam zaczekać.

------------------------------------

-Jesteś głodna? - spytał Justin swoją siostrę, podając jej czekoladowy batonik.
-Nie, dzięki - mruknęła Vanessa - Nie chcę tu dłużej siedzieć.
-Ja też nie, ale nie mamy wyboru. Wkrótce znajdziemy pomoc. Obiecuję ci.
Nagle oboje usłyszeli jakiś szelest. Odwrócili głowy, jednak nikogo, ani niczego tam nie było. Uznali, że się przesłyszeli, ale dokładnie w tej samej chwili jakaś osoba rzuciła się na nich!
-Nie ruszać się!!! - W chwili, gdy ta osoba chciała się rzucić na Justina, on się odsunął i "ten ktoś" wpadł do płytkiego, małego jeziorka.

-------------------------------------

Zanim się obejrzałam, pływałam sobie małym jeziorku. Szybko wyszłam z wody kierując wzrok na dwie osoby, które chyba mnie do niego wrzuciły. Jedną z nich był chłopak. Spojrzałam w jego śliczne, brązowe oczy i powiedziałam na głos:
-Chyba się zakochałam.


1 komentarz: