-Ashley, gdzie matka? - spytałam moją ciotkę, która właśnie czytała jakąś książkę. Kochała czytać. Gdy była małą dziewczynką, jej mama codziennie sięgała po książkę i czytała. Cztery lata później matka zmarła przez jednego z naszych największyk wrogów, Lucas'a. Lucas za wszelką cenę chce przejąć nasz pałac i rządzić światem. Myślał, że jak zabije matkę Ashley, przestraszy nas, my uciekniemy, a wtedy pałac będzie jego.
-Chyba na balkonie -odpowiedziała, przewracając kartki.
Ruszyłam w stronę wielkich szklanych drzwi,prowadzących do naszego balkonu. Rzeczywiście, mama tam była. Siedziała na krześle i płakała. Co roku, 4 lutego, siedziała na tym balkonie i łzy spływały jej po policzkach,a ja nigdy nie mogłam dowiedzieć się o co chodzi. Czasami wydawało mi się, ze traktują mnie jak małą dziewczynkę. Ale ja mam już siedemnaście lat!
Ne chciałam pytać o powód jej smutku po raz dwudziesty. Po prostu chyba nie mogła mi powiedzieć.
-Wszystko w porządku? - zapytałam.
-Tak - odpowiedziała - Chciałabym pobyć trochę sama.
-Jasne - mruknęłam.
Miałam zamiar wrócić do swojego pokoju, ale w ostatniej chwili zdecydowałam się pójść do pokoju rodziców. Znajdowało się tam mnóstwo zdjęć. Moje, ich i pewnego małego chłopca, lecz nie miałam pojęcia kim on jest. Gdy pytałam o to taty, za każdym razem nic nie odpowiadał. Nie wiem dlaczego.
Nagle poczułam,że ktoś łapie mnie za ramię.
-Znów oglądasz te stare zdjęcia, co? - uśmiechnęła się moja ciotka, Ashley.
-Lubię tu przychodzić - odpowiedziałam, również się uśmiechając.
Po chwili obie podeszłyśmy do zdjęcia małego chłopca.
-Dlaczego nikt nie chce mi powiedzieć, kim on jest? - spytałam, z nadzieją, że uzyskam odpowiedź.
-Wiesz...może po prostu narazie...nie powinnaś wiedzieć - zabrzmiała odpowiedź.
Jak to nie powinnam wiedzieć?!
-W tej chwili mogę ci tylko powiedzieć, że on już nie żyje - dodała Ashley, wychodząc z pokoju.
Nie żyje?
Ja również opuściłam pokój, kierując się do sali balowej. Za miesiąc są moje urodziny. Podobno tata planuje jakieś wielkie przyjęcie. Nie lubię czegoś takiego. Wszyscy przychodzą, śmieją się i wręczają prezenty, a ty stoisz udając, że dobrze się bawisz.
Wróciłam do swojego pokoju. W nim czułam się najlepiej. Zaczęłam szukać jakiejś dobrej książki. Poprzewracałam wszystko w szafie. Wszystkie już przeczytałam. Ugh. Postanowiłam pójść do pokoju Ashley. Ona miała miliony świetnych książek. Sięgnęłam po jedną z nich i wróćiłam do swojego pokoju. W pewnym momencie wypadła z niej biała kartka z czarnym napisem.
"Kochany Ryan'ie, obiecuję Tobie, gdziekolwiek jesteś, że Cię znajdziemy. Kochamy cię, rodzice.
Podpisano: Ellen Russo."
Dostałam tego bloga od koleżanki i już mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńDziękuję:) Miło mi :D
Usuń