W ciemnym i ciasnym pokoju siedziałam już dość długo. Nic nie słyszałam. Dlaczego Justina i całej reszty tak długo nie ma? Może coś im się stało? Nie... A jeśli tak? Jeśli zostałam ze wszystkim sama? a jeśli juz nigdy stąd nie wyjdę? Umrę tu? Nie mam nic do jedzenia, a jestem strasznie głodna. Nie ma łazienki. I jestem całkiem sama. Jak zwykle - potrafię tylko zawsze znaleźć same złe strony...
Kolejne pięć minut minęło w całkowitej ciszy. Nic nie mówiłam. Słychać było tylko mój oddech. Nic więcej. Justina nie było. Obiecał mi, że wróci. Powiedział, ze mnie kocha. I że wróci.
Powoli wstałam z miejsca. Ręce wyciągnęłam do przodu, aby badać za pomocą dotyku co gdzie się znajduje. Było tak ciemno, że nie było nic widać. Szybko znalazłam drzwi. Nigdzie nie wyczułam jakiegoś zamknięcia. Tylko klamka. Szarpnęłam mocno. Nic. Drzwi nadal zamknięte. Uniosłam ręce wyżej. Nagle coś poczułam. Coś ciężkiego i metalowego...Jakby rura...? Próbowałam "to coś" ściągnąć. W pewnym momencie po całym pokoju rozległ się huk, bo ciężka rura spadła z sufitu na podłogę.
-Drzwi są drewniane...Rura ciężka i metalowa...więc.. Tak! - krzyknęłam uradowana. Uniosłam rurę, przeniosłam się na koniec pokoju i z rozbiegu zamierzałam rozwalić drewniane drzwi.
-Okej, raz się żyje - szepnęłam i z całej siły walnęłam rurą o drzwi. Rozległ się potężny huk, a ja upadłam na podłogę. W drzwiach była wielka dziura, a za nią wyjście na korytarz.
-Tak! - wrzasnęłam.
Nagle zorientowałam się, że jeszcze leżę na podłodze. Kolano strasznie zaczęło mnie boleć. Z trudem przeniosłam się na korytarz, gdzie znajdowało się trochę światła. Dzięki temu mogłam zerknąć na kolano.
Podniosłam rozdartą, brudną sukienkę. Moje kolano było we krwi. Zawsze na widok krwi mdlałam, ale teraz musiałam sobie dać radę. Urwałam kolejny kawałek mojej sukienki i obwiązałam całe kolano. Problem tkwił w tym, że nie mogłam chodzić.
Usłyszałam w oddali czyjeś głosy. Po chwili jednak ukazała się sylwetka...Justina! A za nim Ryan, Vanessa i Ashley.
-Selena! Matko boska, co się stało? - wrzasnęła Van widząc moją całą we kwi nogę.
-Próbowałam się wydostać - wskazalam na dziurę we drzwiach i rurę.
-Przecież nie dasz rady chodzić - powiedział zmartwiony Justin - Poniosę cię.
Delikatnie wziął mnie z podłogi.
-Nie jestem za ciężka? - spytałam.
-Nie, nie martw się tym - uśmiechnął się Justin.
-Zrobimy tak - zaczął Ryan - Ja, Ashley i Van pójdziemy przeszukać jeszcze raz cały zamek, a ty Justin, zostajesz z Seleną, jasne?
Chłopak kiwnął głową.
Poczekałam trochę, aż reszta odejdzie, aby zadać Justinowi jedno pytanie.
-Myślisz, że się uda?
-Jasne...Wiesz, najważniejsze, żeby nie tracić nadziei.
-Ja..My już tyle szukamy i jeszcze ich nie znaleźliśmy...Wątpię, że oni się odnajdą.
Justin westchnął.
-Selena?
-Tak?
-Kochasz rodziców?
-Kocham.
-To odnajdziemy ich.
-Na pewno?
-Na pewno.
czwartek, 19 czerwca 2014
czwartek, 5 czerwca 2014
Rozdział 20
Serce waliło mi jak oszalałe. Zdawałam sobie sprawę z tego, że w każdej chwili ktoś może wyskoczyć i rzucić się na nas z bronią. W razie takiej sytuacji wszyscy byliśmy przygotowani. Ja, Justin, Vanessa, Alex i Ryan.
-Co teraz? - spytał Justin.
Stanęliśmy przed wielką czarną bramą. Nikt nie wiedział dokąd prowadziła.
-Otwieramy? - spytałam.
-Spróbujmy - mruknął Ryan.
Otworzył wielkie drzwi. Nie byliśmy zbytnio zaskoczeni - dalej były kolejne korytarza prowadzące do różnych pokoi.
Ten zamek zdecydowanie nie wyglądał jak ten, w którym mieszkałam ja. On był taki...jasny. Przytulny,wesoły. A ten? Ten jest ponury. Straszny i smutny. Po prostu przeciwieństwa. Jak w takim czymś można w ogóle mieszkać?
Ciagle zadawałam sobie to pytanie. Jak?
Ale teraz intresowało mnie, czy są tu moi rodzice.Bo jeśli tak, (chyba) wszystko się ułoży.No prawie. Pozostaje jeszcze Lucas. Nie mam pojęcia co z nim zrobimy. On ma całą armię żołnierzy. Przecież wiadomo - po co podejmować jakąkolwiek walkę, skoro i tak przegramy...
Wędrowaliśmy wzdłuż ciemnego korytarza, który prowadził to następnego pokoju. Trzeba pryznać - pokoi jest tu naprawdę pełno.
-Trzeba przejrzeć wszystkie, zeby zobaczyć, czy są tam rodzice - powiedział Ryan.
Zgodziłam się z nim.
-Trochę nam to zajmie.
Podzieliliśmy się. Ja i Justin mieliśmy szukać razem. We dwójkę (!). Vanessa i Ryan też. A Alex? Chciała pójść sama. Niezbyt chyba nas lubi.
Ja i Justin zaczęliśmy od lewej strony wielkiego zamku.
Po półgodzinie usłyszeliśmy czyjąś rozmowę. Zaczęłam się trząść ze strachu.
-Ciii, wszystko będzie dobrze- uśmiechnął się Justin.
Byłam pewna, że to rodzice. Był to głos kobiety i mężczyzny. Głosy te były podobne do rodziców.
-To oni! - wykrzyknęłam i zaczęłam szyko biec.
-Selena, czekaj! - wrzasnął Justin - To może być pułapka...
Za późno. Gdy weszłam do ciemnego pokoju, w którym "niby" znajdowali się moi rodzice, zanim się obejrzałam drzwi się za mną zastrzanęły.
-Justin! -- wrzasnęłam.
-Zaczekaj tam! Biegnę po resztę! Nigdzie się nie ruszaj!
-A niby gdzie mam się ruszyć?!
Przez następne pięć minut była cisza. Moje łzy spływały mi na podartą już sukienkę. Justin widocznie nie mógł znaleźć reszty. A co jak już nigdy stąd nie wyjdę? Tu nie było okna. I było strasznie. Strasznie ciemno. Nic nie widziałam. W każdej chwili mogłam się przewrócić.
"Wszystko będzie dobrze.." - słowa Justina siedziały mi w głowie. Wszystko będzie dobrze? Serio? Dlaczego? Dlaczego ja siedzę zamknnięta w ciasnym, ciemnym pokoju?
Dlaczego?
Dlaczego...?
-Co teraz? - spytał Justin.
Stanęliśmy przed wielką czarną bramą. Nikt nie wiedział dokąd prowadziła.
-Otwieramy? - spytałam.
-Spróbujmy - mruknął Ryan.
Otworzył wielkie drzwi. Nie byliśmy zbytnio zaskoczeni - dalej były kolejne korytarza prowadzące do różnych pokoi.
Ten zamek zdecydowanie nie wyglądał jak ten, w którym mieszkałam ja. On był taki...jasny. Przytulny,wesoły. A ten? Ten jest ponury. Straszny i smutny. Po prostu przeciwieństwa. Jak w takim czymś można w ogóle mieszkać?
Ciagle zadawałam sobie to pytanie. Jak?
Ale teraz intresowało mnie, czy są tu moi rodzice.Bo jeśli tak, (chyba) wszystko się ułoży.No prawie. Pozostaje jeszcze Lucas. Nie mam pojęcia co z nim zrobimy. On ma całą armię żołnierzy. Przecież wiadomo - po co podejmować jakąkolwiek walkę, skoro i tak przegramy...
Wędrowaliśmy wzdłuż ciemnego korytarza, który prowadził to następnego pokoju. Trzeba pryznać - pokoi jest tu naprawdę pełno.
-Trzeba przejrzeć wszystkie, zeby zobaczyć, czy są tam rodzice - powiedział Ryan.
Zgodziłam się z nim.
-Trochę nam to zajmie.
Podzieliliśmy się. Ja i Justin mieliśmy szukać razem. We dwójkę (!). Vanessa i Ryan też. A Alex? Chciała pójść sama. Niezbyt chyba nas lubi.
Ja i Justin zaczęliśmy od lewej strony wielkiego zamku.
Po półgodzinie usłyszeliśmy czyjąś rozmowę. Zaczęłam się trząść ze strachu.
-Ciii, wszystko będzie dobrze- uśmiechnął się Justin.
Byłam pewna, że to rodzice. Był to głos kobiety i mężczyzny. Głosy te były podobne do rodziców.
-To oni! - wykrzyknęłam i zaczęłam szyko biec.
-Selena, czekaj! - wrzasnął Justin - To może być pułapka...
Za późno. Gdy weszłam do ciemnego pokoju, w którym "niby" znajdowali się moi rodzice, zanim się obejrzałam drzwi się za mną zastrzanęły.
-Justin! -- wrzasnęłam.
-Zaczekaj tam! Biegnę po resztę! Nigdzie się nie ruszaj!
-A niby gdzie mam się ruszyć?!
Przez następne pięć minut była cisza. Moje łzy spływały mi na podartą już sukienkę. Justin widocznie nie mógł znaleźć reszty. A co jak już nigdy stąd nie wyjdę? Tu nie było okna. I było strasznie. Strasznie ciemno. Nic nie widziałam. W każdej chwili mogłam się przewrócić.
"Wszystko będzie dobrze.." - słowa Justina siedziały mi w głowie. Wszystko będzie dobrze? Serio? Dlaczego? Dlaczego ja siedzę zamknnięta w ciasnym, ciemnym pokoju?
Dlaczego?
Dlaczego...?
niedziela, 1 czerwca 2014
Rozdział 19
Nie mogłam uwierzyć własnym oczom.
-On wrócił! - krzyknęła Vanessa.
-Pomogę mu - stwierdził Ryan i rzucił się na rycerza walczącego z Justinem.
Kilku innych rycerzy rzucilo się na nas. Ja i Vanessa próbowałyśmy się bronić jak najlepiej, jednak marnie nam to wychodziło.
Nagle przypomniałam sobie. Plecak! Miałam tam nóż! Wiem, to bardzo niebezpieczna broń, ale robię to po to, żeby przeżyć...i dla Vanessy!
Rzuciłam się w stronę plecaka i wyjęłam moją broń.
-Ani kroku dalej! - wykrzyknęłam, pokazując wielki nóż.
Rycerze zaczęli się śmiać.
-Myślisz, że nas tym przestraszysz panienko?
-A żebyś wiedział, że myślę! - rzuciłam nożem w stronę dwóch rycerzy.
-Tak! - krzyknęłam uradowana. Nóż ciachnął jednego w rękę, a drugiego w nogę!
-Selena! Daj nóż! - wykrzyknęła Vanessa.
Pobiegłam, aby go wziąć i szybko podałam Vanessie.
Młodsza siostra Justina podeszła do kilku mężczyzn stojących przed nią.
-Uwaga na głowy! - wykrzyknęła z szerokim uśmiechem na twarzy i rzuciła broń. Nóż kolejny raz trafił naszych wrogów.
-Załatwieni! - przybiłyśmy sobie piątkę.
Jednak okazało się, że zapomniałyśmy o Justinie i Ryan'ie! Jednak oni już dawno pozbyli się rycerza.
Został jeszcze jeden.
-Pozwólcie panie i panowie, Alex wkroczy do akcji - kobieta machnęła swoim łukiem i wystrzeliła w stronę rycerza.
Pozbyliśmy się wszystkich.
-Justin! - pobiegłam do chłopaka - Tak za tobą tęskniłam!- nie kontrolując tego, co robię, szybko pocałowałam go w usta.
Justin stał z zaskoczoną miną.
-Takie powitania to ja lubię - uśmiechął się szeroko.
-Przepraszam, ja...
-Przestań, Selena, kocham cię. Zgodziłabyś się zostać moją dziewczyną...drugi raz? - spojrzał mi głęboko w oczy.
-Ja...tak - wyszeptałam odpowiedź.
Tej romantycznej scenie przyglądali się Alex i obejmujący ramieniem Ryan Vanessę.
-To teraz gdzie? - spytała Alex.
-Szukamy rodziców.
-A gdzie oni są?
-Pewnie w poprzednim zamku Lucas'a! - wpadł na pomysł Ryan.
-Poprowadzisz nas? - spytałam.
-Jasne, byłem tam z milion razy!
Wyruszyliśmy w drogę.
Po kilku godzinach ciągłego chodzenia zaczęło się ściemniać.
-To już niedaleko - mruknął mój brat.
I rzeczywiście! Już było widać w oddali wielki zamek.
Byliśmy już coraz bliżej...
-Boisz się? - spytał Justin.
-Nie,chcę po prostu odnaleźć rodziców - odpowiedziałam.
Mój chłopak złapał mnie za rękę, a my weszliśmy do ciemnego, pustego i ponurego zamku.
-On wrócił! - krzyknęła Vanessa.
-Pomogę mu - stwierdził Ryan i rzucił się na rycerza walczącego z Justinem.
Kilku innych rycerzy rzucilo się na nas. Ja i Vanessa próbowałyśmy się bronić jak najlepiej, jednak marnie nam to wychodziło.
Nagle przypomniałam sobie. Plecak! Miałam tam nóż! Wiem, to bardzo niebezpieczna broń, ale robię to po to, żeby przeżyć...i dla Vanessy!
Rzuciłam się w stronę plecaka i wyjęłam moją broń.
-Ani kroku dalej! - wykrzyknęłam, pokazując wielki nóż.
Rycerze zaczęli się śmiać.
-Myślisz, że nas tym przestraszysz panienko?
-A żebyś wiedział, że myślę! - rzuciłam nożem w stronę dwóch rycerzy.
-Tak! - krzyknęłam uradowana. Nóż ciachnął jednego w rękę, a drugiego w nogę!
-Selena! Daj nóż! - wykrzyknęła Vanessa.
Pobiegłam, aby go wziąć i szybko podałam Vanessie.
Młodsza siostra Justina podeszła do kilku mężczyzn stojących przed nią.
-Uwaga na głowy! - wykrzyknęła z szerokim uśmiechem na twarzy i rzuciła broń. Nóż kolejny raz trafił naszych wrogów.
-Załatwieni! - przybiłyśmy sobie piątkę.
Jednak okazało się, że zapomniałyśmy o Justinie i Ryan'ie! Jednak oni już dawno pozbyli się rycerza.
Został jeszcze jeden.
-Pozwólcie panie i panowie, Alex wkroczy do akcji - kobieta machnęła swoim łukiem i wystrzeliła w stronę rycerza.
Pozbyliśmy się wszystkich.
-Justin! - pobiegłam do chłopaka - Tak za tobą tęskniłam!- nie kontrolując tego, co robię, szybko pocałowałam go w usta.
Justin stał z zaskoczoną miną.
-Takie powitania to ja lubię - uśmiechął się szeroko.
-Przepraszam, ja...
-Przestań, Selena, kocham cię. Zgodziłabyś się zostać moją dziewczyną...drugi raz? - spojrzał mi głęboko w oczy.
-Ja...tak - wyszeptałam odpowiedź.
Tej romantycznej scenie przyglądali się Alex i obejmujący ramieniem Ryan Vanessę.
-To teraz gdzie? - spytała Alex.
-Szukamy rodziców.
-A gdzie oni są?
-Pewnie w poprzednim zamku Lucas'a! - wpadł na pomysł Ryan.
-Poprowadzisz nas? - spytałam.
-Jasne, byłem tam z milion razy!
Wyruszyliśmy w drogę.
Po kilku godzinach ciągłego chodzenia zaczęło się ściemniać.
-To już niedaleko - mruknął mój brat.
I rzeczywiście! Już było widać w oddali wielki zamek.
Byliśmy już coraz bliżej...
-Boisz się? - spytał Justin.
-Nie,chcę po prostu odnaleźć rodziców - odpowiedziałam.
Mój chłopak złapał mnie za rękę, a my weszliśmy do ciemnego, pustego i ponurego zamku.
piątek, 9 maja 2014
Rozdział 18
-Vanessa! - wrzasnęłam.
-Musimy jej pomóc! - po Ryan'ie było widać, że się boi. Widać było strach w jego oczach.
-To tamta w czarnych włosach? - spytała mnie Alex, robiąc dziwną minę - Ja bym jej nie ufała!
-Szybko, jedziemy po nią - mój brat zerwał się i szybko wszedł a swojego konia. Po chwili zorientowałam się, że wyciąga rękę do Alex.
-Ja nigdzie nie jadę, mówię, że jej nie ufam - szepnęła kobieta.
-Albo jedziesz z nami, albo zostajesz tu całkiem sama. Wybieraj - Ryan uniósł jedną brew do góry.
-T-to ja...może pojadę na koniu Seleny, a wy razem na jednym...
-Czyżby wielka Alex też mi nie ufała? - powiedział Ryan lekko przekrzywiając głowę - Wskakuj Sel!
Podał mi rękę, a szybko wskoczyłam na jego konia. Mocno przytrzymałam się mojego brata, żeby nie spaść.
Alex już też była gotowa. Ruszyliśmy w drogę.
-----------
-Zostawcie mnie! -krzyczała zapłakana Vanessa do kilkunastu rycerzy, którzy mieli przy sobię niebezpieczną broń i w każdej chwili mogli coś zrobić Van.
-Oddajcie mi mojego brata! - wrzasnęła.
-Gadaj,dlaczego uciekłaś z zamku Lucas'a! - wykrzyknął jeden z rycerzy - Zresztą - kiwnął głową- nie czas na wyjaśnienia. I tak nnic nie powiesz.
Nagle w oddali Vanessa usłyszała tupot kopyt. To jakby jeden...nie, dwa konie!
Vanessa pomyślała z nadzieją, że to Selena i tajemnicza kobieta się zjawią, ale zamiast nich spotrzegła mężczyznę w czarnych włosach i nieziemskich oczach. Ryan!
Vanessa podbiegła do niego, a zaraz po tym, jak chłopak zszedł z konia, rzuciła mu się na szyję.
-Wróciłeś po mnie! - wykrzyknęła z radością w głosie.
-Halo, też tu jesteśmy! - uśmiechnęłam się.
-Selena? Jesteś! - przytuliłyśmy się.
-Gdzie... Justin?- spytałam cicho.
-Zabrali go! - głos Van spoważniał.
-Co? Jak to go zabrali?! Ryan, jedziemy!
-Czekaj - zatrzymał mnie mój brat - Mamy towarzystwo - wskazał na kilkunastu rycerzy.
-Właśnie, myśleliśmy, że już o nas zapomnieliście - uśmiechnął się szeroko jeden z rycerzy.
-Zostawcie nas w spokoju! -podeszłam bliżej - Wam się już nie znudziło?! Ciągle za nami łazicie!
-Selena...- próbował przerwać mi Ryan.
-Mam już tego dosyć! Jestem zmęczona! Chcę żyć tak jak dawniej! Mieć mamę, tatę, najlepszych przyjaciół i brata! Proszę was! Rozumiecie?! Z-O-S-T-A-W-C-I-E NAS!
-Selena! - krzyknął Ryan szarpiąc mnie za rękaw podartej sukienki - Zwariowałaś?
- Ja...ja...nie wiem co się stało. Widocznie mnie trochę poniosło - na chwilę zamknęłam oczy. Gdy je otworzyłam przede mną stał wieli, umięśniony rycerz.
-Pójdziesz z nami panienko.
-Zostaw ją!
Coś, a raczej ktoś mnie mocno popchnął na ziemię. Odwróciłam się i zauważyłam walczącego na miecze mężczyznę. Był uzbrojony i...taki przystojny...
-Justin!
-Musimy jej pomóc! - po Ryan'ie było widać, że się boi. Widać było strach w jego oczach.
-To tamta w czarnych włosach? - spytała mnie Alex, robiąc dziwną minę - Ja bym jej nie ufała!
-Szybko, jedziemy po nią - mój brat zerwał się i szybko wszedł a swojego konia. Po chwili zorientowałam się, że wyciąga rękę do Alex.
-Ja nigdzie nie jadę, mówię, że jej nie ufam - szepnęła kobieta.
-Albo jedziesz z nami, albo zostajesz tu całkiem sama. Wybieraj - Ryan uniósł jedną brew do góry.
-T-to ja...może pojadę na koniu Seleny, a wy razem na jednym...
-Czyżby wielka Alex też mi nie ufała? - powiedział Ryan lekko przekrzywiając głowę - Wskakuj Sel!
Podał mi rękę, a szybko wskoczyłam na jego konia. Mocno przytrzymałam się mojego brata, żeby nie spaść.
Alex już też była gotowa. Ruszyliśmy w drogę.
-----------
-Zostawcie mnie! -krzyczała zapłakana Vanessa do kilkunastu rycerzy, którzy mieli przy sobię niebezpieczną broń i w każdej chwili mogli coś zrobić Van.
-Oddajcie mi mojego brata! - wrzasnęła.
-Gadaj,dlaczego uciekłaś z zamku Lucas'a! - wykrzyknął jeden z rycerzy - Zresztą - kiwnął głową- nie czas na wyjaśnienia. I tak nnic nie powiesz.
Nagle w oddali Vanessa usłyszała tupot kopyt. To jakby jeden...nie, dwa konie!
Vanessa pomyślała z nadzieją, że to Selena i tajemnicza kobieta się zjawią, ale zamiast nich spotrzegła mężczyznę w czarnych włosach i nieziemskich oczach. Ryan!
Vanessa podbiegła do niego, a zaraz po tym, jak chłopak zszedł z konia, rzuciła mu się na szyję.
-Wróciłeś po mnie! - wykrzyknęła z radością w głosie.
-Halo, też tu jesteśmy! - uśmiechnęłam się.
-Selena? Jesteś! - przytuliłyśmy się.
-Gdzie... Justin?- spytałam cicho.
-Zabrali go! - głos Van spoważniał.
-Co? Jak to go zabrali?! Ryan, jedziemy!
-Czekaj - zatrzymał mnie mój brat - Mamy towarzystwo - wskazał na kilkunastu rycerzy.
-Właśnie, myśleliśmy, że już o nas zapomnieliście - uśmiechnął się szeroko jeden z rycerzy.
-Zostawcie nas w spokoju! -podeszłam bliżej - Wam się już nie znudziło?! Ciągle za nami łazicie!
-Selena...- próbował przerwać mi Ryan.
-Mam już tego dosyć! Jestem zmęczona! Chcę żyć tak jak dawniej! Mieć mamę, tatę, najlepszych przyjaciół i brata! Proszę was! Rozumiecie?! Z-O-S-T-A-W-C-I-E NAS!
-Selena! - krzyknął Ryan szarpiąc mnie za rękaw podartej sukienki - Zwariowałaś?
- Ja...ja...nie wiem co się stało. Widocznie mnie trochę poniosło - na chwilę zamknęłam oczy. Gdy je otworzyłam przede mną stał wieli, umięśniony rycerz.
-Pójdziesz z nami panienko.
-Zostaw ją!
Coś, a raczej ktoś mnie mocno popchnął na ziemię. Odwróciłam się i zauważyłam walczącego na miecze mężczyznę. Był uzbrojony i...taki przystojny...
-Justin!
czwartek, 1 maja 2014
Rozdział 17
-Nie możemy tu przecież tak stać i nic nie robić! - wykrzyknęła Alex z uśmiechem na twarzy.
-Nie...- zaczęłam.
-Dlaczego? Po co się przejmujesz tamtymi? Zostawili cię. Tak się nie robi!
-Ty...ty nic nie rozumiesz! - wrzasnęłam, sama nie wiedząc kiedy przeszłyśmy na "ty" - Ja go kocham..
Alex wydała z siebie tylko długie "aaaaa", potem usłyszałam jak mówi "to wszystko zmienia", dodała również "rozumiem cię słonko".
Nie patrzyłyśmy na siebie. Nie miałam ochoty z nią rozmawiać.
Podsumujmy: co się stało?
1. Mieliśmy świetny plan. Dlaczego nie wypalił? Ryan nie przyszedł.
2. Justin i Van odeszli. Mam ochotę wtulić się do mojej mamy i powiedzieć jej, jak bardzo ją kocham. Wypłakać się. Chcę usłyszeć jej "wszystko będzie dobrze".
3.Ze mną jest jakaś dziwna Alex, którą niezbyt lubię.
Więc? Zostałam chyba sama. Ale nie mogę stać tu w miejscu, nie? Muszę...iść dalej. Tata mówił, że nie wolno się poddawać. Nigdy. A ja mam zamiar go właśnie posłuchać!
-Nie za gorąco ci kochana? - spytała mnie Alex patrząc na moja kurtkę i... Rzeczywiście! Miałam na sobie nadal tę kominiarkę i czarną kurtkę....Wiem! Ryan pewnie przejeżdżał koło nas, tylko nie zauważył, bo myślał, że to inni ludzie! Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałam?!
Szybko zdjęłam kominiarkę i kurtkę. Zaczęłam głośno wołać " Ryan!"
------------------------------
"Ryan!"
Odwróciłem się za siebie. Selena! Tak, to zdecydowanie jej głos!
Zrobiłem to samo co ona. Wypowiedziałem jej imię najgłośniej jak się dało.
Widzę coś czarnego. Tak! to jej sukienka!
------------------------------
"Selena!"
Nie mogłam uwierzyć. Ryan! Zaczęłam biec. Z daleka słyszałam tupot kopyt. Ma konia! Dziesięć minut później z daleka ujrzałam wesołą twarz mojego brata. Zszedł ze swojego konia. Rzuciłam mu się na szyję, a on mocno mnie przytulił! Na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech.
-Jesteś! - wykrzyknęłam.
-Gdzie wy byliś....A Justin i Van? - spytał Ryan.
-Poszli - odpowiedziałam.
-Co? Jak to odeszli? Mieliśmy trzymać się razem... - posmutniał Ryan.
Szybko opowiedziałam mu o mojej kominiarce, o kurtkach i dopiero wtedy wszystko zrozumiał. Zupełnie zapomniałam o Alex, która stała za nami ze łzami w oczach.
-Alex? - spytałam - Wszystko w porządku?
-Och, tak! Po prostu się wzruszyłam tym wszystkim... Więc to jest ten Ryan?
-Bardzo mi miło - uśmiechnął się Ryan.
Nastała chwilowa cisza. Nagle w oddali usłyszeliśmy głos. Kobiecy głos. Zaraz..to krzyk...! VANESSA!
-Nie...- zaczęłam.
-Dlaczego? Po co się przejmujesz tamtymi? Zostawili cię. Tak się nie robi!
-Ty...ty nic nie rozumiesz! - wrzasnęłam, sama nie wiedząc kiedy przeszłyśmy na "ty" - Ja go kocham..
Alex wydała z siebie tylko długie "aaaaa", potem usłyszałam jak mówi "to wszystko zmienia", dodała również "rozumiem cię słonko".
Nie patrzyłyśmy na siebie. Nie miałam ochoty z nią rozmawiać.
Podsumujmy: co się stało?
1. Mieliśmy świetny plan. Dlaczego nie wypalił? Ryan nie przyszedł.
2. Justin i Van odeszli. Mam ochotę wtulić się do mojej mamy i powiedzieć jej, jak bardzo ją kocham. Wypłakać się. Chcę usłyszeć jej "wszystko będzie dobrze".
3.Ze mną jest jakaś dziwna Alex, którą niezbyt lubię.
Więc? Zostałam chyba sama. Ale nie mogę stać tu w miejscu, nie? Muszę...iść dalej. Tata mówił, że nie wolno się poddawać. Nigdy. A ja mam zamiar go właśnie posłuchać!
-Nie za gorąco ci kochana? - spytała mnie Alex patrząc na moja kurtkę i... Rzeczywiście! Miałam na sobie nadal tę kominiarkę i czarną kurtkę....Wiem! Ryan pewnie przejeżdżał koło nas, tylko nie zauważył, bo myślał, że to inni ludzie! Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałam?!
Szybko zdjęłam kominiarkę i kurtkę. Zaczęłam głośno wołać " Ryan!"
------------------------------
"Ryan!"
Odwróciłem się za siebie. Selena! Tak, to zdecydowanie jej głos!
Zrobiłem to samo co ona. Wypowiedziałem jej imię najgłośniej jak się dało.
Widzę coś czarnego. Tak! to jej sukienka!
------------------------------
"Selena!"
Nie mogłam uwierzyć. Ryan! Zaczęłam biec. Z daleka słyszałam tupot kopyt. Ma konia! Dziesięć minut później z daleka ujrzałam wesołą twarz mojego brata. Zszedł ze swojego konia. Rzuciłam mu się na szyję, a on mocno mnie przytulił! Na mojej twarzy pojawił się wielki uśmiech.
-Jesteś! - wykrzyknęłam.
-Gdzie wy byliś....A Justin i Van? - spytał Ryan.
-Poszli - odpowiedziałam.
-Co? Jak to odeszli? Mieliśmy trzymać się razem... - posmutniał Ryan.
Szybko opowiedziałam mu o mojej kominiarce, o kurtkach i dopiero wtedy wszystko zrozumiał. Zupełnie zapomniałam o Alex, która stała za nami ze łzami w oczach.
-Alex? - spytałam - Wszystko w porządku?
-Och, tak! Po prostu się wzruszyłam tym wszystkim... Więc to jest ten Ryan?
-Bardzo mi miło - uśmiechnął się Ryan.
Nastała chwilowa cisza. Nagle w oddali usłyszeliśmy głos. Kobiecy głos. Zaraz..to krzyk...! VANESSA!
sobota, 26 kwietnia 2014
Rozdział 16
-Ja... Ja nie mogę iść - powiedziałam smutno.
-Dlaczego? - spytała kobieta, lekko zdziwiona.
-Muszę poczekać na...
-Na? - dopytywała się,
- Na kogoś bardzo mi bliskiego - odpowiedziałam, unosząc brwi do góry.
Kobieta wzruszyła ramionami.
-Ja naprawdę ne mogę iść - zwróciłam się do Justina - Ja muszę na niego poczekać! Co, jak się coś stało? Skąd mogę wiedzieć, że żyje?
-Nie wiem - odparł Justin - Ale ja tu nie mam zamiaru siedzieć parę godzin i czekać na twojego brata! - po chwili zorientował się, że nadal obok nas stoi ta dziwna kobieta.
-O co ci chodzi?! Sam mówiłeś, że mi pomożesz! Że odnajdziemy Ryan'a!
-No i go odnaleźliśmy! Mogę już iść! Misja załatwiona! - wrzeszczał Justin.
-Nie mogę uwierzyć w to co mówisz - mruknęłam - Kochasz mnie - podeszłam bliżej.
-Nie - warknął.
-Nie? - spytałam - To proszę, idź - wskazałam ręką drogę.
-Wiesz co? Pójdę! - Justin rzucił mi gniewne spojrzenie i odszedł - Chodź Vanessa - pociągnął ją za sobą.
Vanessa spojrzała ostatni raz na mnie i wyszeptała ciche "przepraszam Sel" i razem ze swoim bratem zniknęli.
Nie wierzę. Jak on mógł mnie zostawić? W takim momencie! Całe szczęście, że mam przy sobie tę dziwną kobietę. Nie wiem, czy mogę jej zaufać, ale za to wiem, że mnie obroni. A Justin? Nie kocha mnie. Sam się do tego przyznał. Proszę bardzo! Ja też go nie kocham. Niech sobie idzie! Mam go dość. Dobrze, ze poszedł. Nie potrzebuję go.
-------------------
Wpatrywałem się w pusty las, który znajdował się przede mną. Dlaczego Seleny, Justina i Van nie ma? Przecież się umówiliśmy! Nic z tego nie rozumiem. Jedyne co widziałem to kogoś w kominiarce i czarnej kurtce, a obok jakichś ludzi ubranych w czarne bluzy z kapturami. Ale dlaczego nie widziałem mojej siostry? Mój plan się nie udał.
Aktualnie znajdowałem się w środku lasu na moim brązowym koniu. Od trzech godzin szukam Sel i jej towarzyszy i ich nie znalazłem. Co będzie dalej? Znowu się spotkamy za jakieś 17 lat? To chore. Mam nadzieję, że żyją.
------------------
-Co teraz? - spytała kobieta.
Wzruszyłam ramionami.
-Och, nie przedstawiłam się! Gdzie moje maniery? - wyciągnęła rękę - Jestem A...lex. Alex, miło mi - uśmiechnęła się.
-Selena - mój uśmiech był raczej wymuszony.
Przez następne pół godziny żadna z nas się nie odzywała. To było trochę niezręczne, ale co tam. Nie będę się przejmować Alex. Bardziej zależy mi na Ryan'ie. O Justinie i Van już nie będę myśleć. Po co? Odeszli. A ja bez nich nie znajdę brata.
To koniec.
-Dlaczego? - spytała kobieta, lekko zdziwiona.
-Muszę poczekać na...
-Na? - dopytywała się,
- Na kogoś bardzo mi bliskiego - odpowiedziałam, unosząc brwi do góry.
Kobieta wzruszyła ramionami.
-Ja naprawdę ne mogę iść - zwróciłam się do Justina - Ja muszę na niego poczekać! Co, jak się coś stało? Skąd mogę wiedzieć, że żyje?
-Nie wiem - odparł Justin - Ale ja tu nie mam zamiaru siedzieć parę godzin i czekać na twojego brata! - po chwili zorientował się, że nadal obok nas stoi ta dziwna kobieta.
-O co ci chodzi?! Sam mówiłeś, że mi pomożesz! Że odnajdziemy Ryan'a!
-No i go odnaleźliśmy! Mogę już iść! Misja załatwiona! - wrzeszczał Justin.
-Nie mogę uwierzyć w to co mówisz - mruknęłam - Kochasz mnie - podeszłam bliżej.
-Nie - warknął.
-Nie? - spytałam - To proszę, idź - wskazałam ręką drogę.
-Wiesz co? Pójdę! - Justin rzucił mi gniewne spojrzenie i odszedł - Chodź Vanessa - pociągnął ją za sobą.
Vanessa spojrzała ostatni raz na mnie i wyszeptała ciche "przepraszam Sel" i razem ze swoim bratem zniknęli.
Nie wierzę. Jak on mógł mnie zostawić? W takim momencie! Całe szczęście, że mam przy sobie tę dziwną kobietę. Nie wiem, czy mogę jej zaufać, ale za to wiem, że mnie obroni. A Justin? Nie kocha mnie. Sam się do tego przyznał. Proszę bardzo! Ja też go nie kocham. Niech sobie idzie! Mam go dość. Dobrze, ze poszedł. Nie potrzebuję go.
-------------------
Wpatrywałem się w pusty las, który znajdował się przede mną. Dlaczego Seleny, Justina i Van nie ma? Przecież się umówiliśmy! Nic z tego nie rozumiem. Jedyne co widziałem to kogoś w kominiarce i czarnej kurtce, a obok jakichś ludzi ubranych w czarne bluzy z kapturami. Ale dlaczego nie widziałem mojej siostry? Mój plan się nie udał.
Aktualnie znajdowałem się w środku lasu na moim brązowym koniu. Od trzech godzin szukam Sel i jej towarzyszy i ich nie znalazłem. Co będzie dalej? Znowu się spotkamy za jakieś 17 lat? To chore. Mam nadzieję, że żyją.
------------------
-Co teraz? - spytała kobieta.
Wzruszyłam ramionami.
-Och, nie przedstawiłam się! Gdzie moje maniery? - wyciągnęła rękę - Jestem A...lex. Alex, miło mi - uśmiechnęła się.
-Selena - mój uśmiech był raczej wymuszony.
Przez następne pół godziny żadna z nas się nie odzywała. To było trochę niezręczne, ale co tam. Nie będę się przejmować Alex. Bardziej zależy mi na Ryan'ie. O Justinie i Van już nie będę myśleć. Po co? Odeszli. A ja bez nich nie znajdę brata.
To koniec.
poniedziałek, 21 kwietnia 2014
Rozdział 15
Jak to możliwe?
Według naszego planu Ryan POWINIEN już tu być. Nie wierzę w to, że mógł nas okłamać.
Razem z Justinem i Van jeszcze raz rozejrzeliśmy się po lesie, w którym się znajdowaliśmy.
-Może zawrócimy? Skąd wiemy, że nic się nie stało? - powiedziała Vanessa.
-Nie - warknęłam - Umówiliśmy się! - wyrzuciłam ręce do góry - Dlaczego go tu nie ma?!
Nagle usłyszeliśmy jakiś szelest.
Gwałtownie się odwróciłam. Rozejrzałam się wokoło, ale oprócz moich towarzyszy nikogo nie było.
-C-co to b-było? - wydusiła Vanessa.
- Może to Ryan? - spytał Justin.
Wszyscy zaczęliśmy wykrzykiwać "Ryan!". Przez parę minut nic się nie działo. A wtedy...
-Stać! Nie ruszać się!
Obejrzeliśmy się za siebie. Za nami stała jakaś kobieta. W masce. I z łukiem.
-Kim jesteście? - spytała, patrząc na moją kominiarkę i czarne kaptury rodzeństwa.
-Powinnam spytać cię o to samo - powiedziałam. Nie chciałam zgrywać przestraszonej smarkuli.
-Od kiedy jesteśmy na "ty", droga panno? - kobieta podeszła bliżej, wpatrując się w moje ciemne oczy. Zrobiła dziwną minę, która szybko przeobraziła się w lekki uśmiech. Do oczu napłynęły jej łzy. Zaczęła cicho płakać.
-W-wszystko w porządku? - spytałam niepewnie.
-Och, tak - powiedziała - Przepraszam -otarła łzę z policzka - Powiedzmy, że...kogoś mi przypominasz.
-Jaaaasne... - mruknęłam.
-To...dokąd się wybieracie? - kobieta przestała płakać.
-Yyy...mhm...mmyyy- zaczął Justin. Nie wiedział co jej powiedzieć. Nie ufaliśmy jej, więc po co mówić prawdę?
-Uciekacie przed tym...no...Lucas'em? - dopytywała się.
-Właśnie! - rzuciła Van.
Ja i Justin posłaliśmy jej groźne spojrzenie.
-Och, ja też! Ten gostek zrobił coś z moją siostrą...
-Serio? Moją mamę też uwięził! - wykrzyknęłam.
Justin lekko szturchnął mnie w plecy.
-No co? - szepnęłam.
Z daleka było słychać tupot kopyt.
-Ryan! - Vanessa chyba nie zdawała sobie sprawy, że jeszcze nie zaufaliśmy tej kobiecie.
Twarz "tego kogoś" nie przypominała mi Ryan'a. Lucas'a też nie...
Żołnierz był coraz bliżej.Wrzasnęłam i schowałam się za Justinem. Nagle kobieta, którą przed momentem poznaliśmy wyszła pierwsza i strzeliła z łuku. Strzała trafiła w żołnierza, który momentalnie upadł na ziemię. Jego koń zatrzymał się i popatrzył na nas swoimi wielkimi oczami.
-Ja... nie wiem, co powiedzieć... - mruknęłam.
-Och, wystarczy zwykłe dziękuję - kobieta machnęła ręką.
-No to...chyba dziękuję - uśmiechnęłam się.
-Idziemy dalej?- spytał Justin.
-Jasne! - wykrzyknęła kobieta - No to w drogę!
Według naszego planu Ryan POWINIEN już tu być. Nie wierzę w to, że mógł nas okłamać.
Razem z Justinem i Van jeszcze raz rozejrzeliśmy się po lesie, w którym się znajdowaliśmy.
-Może zawrócimy? Skąd wiemy, że nic się nie stało? - powiedziała Vanessa.
-Nie - warknęłam - Umówiliśmy się! - wyrzuciłam ręce do góry - Dlaczego go tu nie ma?!
Nagle usłyszeliśmy jakiś szelest.
Gwałtownie się odwróciłam. Rozejrzałam się wokoło, ale oprócz moich towarzyszy nikogo nie było.
-C-co to b-było? - wydusiła Vanessa.
- Może to Ryan? - spytał Justin.
Wszyscy zaczęliśmy wykrzykiwać "Ryan!". Przez parę minut nic się nie działo. A wtedy...
-Stać! Nie ruszać się!
Obejrzeliśmy się za siebie. Za nami stała jakaś kobieta. W masce. I z łukiem.
-Kim jesteście? - spytała, patrząc na moją kominiarkę i czarne kaptury rodzeństwa.
-Powinnam spytać cię o to samo - powiedziałam. Nie chciałam zgrywać przestraszonej smarkuli.
-Od kiedy jesteśmy na "ty", droga panno? - kobieta podeszła bliżej, wpatrując się w moje ciemne oczy. Zrobiła dziwną minę, która szybko przeobraziła się w lekki uśmiech. Do oczu napłynęły jej łzy. Zaczęła cicho płakać.
-W-wszystko w porządku? - spytałam niepewnie.
-Och, tak - powiedziała - Przepraszam -otarła łzę z policzka - Powiedzmy, że...kogoś mi przypominasz.
-Jaaaasne... - mruknęłam.
-To...dokąd się wybieracie? - kobieta przestała płakać.
-Yyy...mhm...mmyyy- zaczął Justin. Nie wiedział co jej powiedzieć. Nie ufaliśmy jej, więc po co mówić prawdę?
-Uciekacie przed tym...no...Lucas'em? - dopytywała się.
-Właśnie! - rzuciła Van.
Ja i Justin posłaliśmy jej groźne spojrzenie.
-Och, ja też! Ten gostek zrobił coś z moją siostrą...
-Serio? Moją mamę też uwięził! - wykrzyknęłam.
Justin lekko szturchnął mnie w plecy.
-No co? - szepnęłam.
Z daleka było słychać tupot kopyt.
-Ryan! - Vanessa chyba nie zdawała sobie sprawy, że jeszcze nie zaufaliśmy tej kobiecie.
Twarz "tego kogoś" nie przypominała mi Ryan'a. Lucas'a też nie...
Żołnierz był coraz bliżej.Wrzasnęłam i schowałam się za Justinem. Nagle kobieta, którą przed momentem poznaliśmy wyszła pierwsza i strzeliła z łuku. Strzała trafiła w żołnierza, który momentalnie upadł na ziemię. Jego koń zatrzymał się i popatrzył na nas swoimi wielkimi oczami.
-Ja... nie wiem, co powiedzieć... - mruknęłam.
-Och, wystarczy zwykłe dziękuję - kobieta machnęła ręką.
-No to...chyba dziękuję - uśmiechnęłam się.
-Idziemy dalej?- spytał Justin.
-Jasne! - wykrzyknęła kobieta - No to w drogę!
czwartek, 17 kwietnia 2014
Rozdział 14
Minęła jeszcze godzina zanim wszystko jeszcze raz omówiliśmy. Nie
wiem, czy byłam do końca przekonana co do tego naszego planu. Ale coś
czułam, że to nasze jedyne wyjście. W przeciwnym razie zostaniemy tu na
zawsze.Później zaczęło się ściemniać. Ja, Justin i Van
czekaliśmy, aż Lucas i inni pójdą spać. Ryan przecież nie mógł tu z nami
siedzieć godzinami. Aż w końcu. Nadeszła noc i usłyszeliśmy ciche
pukanie do drzwi. To Ryan.
-Już? - spytała Vanessa.
-Już - odpowiedział mój brat.
Naszym zadaniem była ponowna ucieczka przez...okno. Dokładnie tak jak za pierwszym razem. Po cichu otworzyła szklane drzwiczki i poprosiłam Justina o linę.
Po dziesięciu minutach nasza trójka już była na dole. Musieliśmy się spieszyć, jeszcze ktoś by nas zauważył. Przypomniałam sobie słowa Lucas'a: "Jeżeli jeszcze raz..." .Wolałam o nich nie myśleć. Rzuciliśmy się w stronę gęstego lasu.
-A jeśli... Ryan nas okłamał? - szepnęła Vanessa.
Zmarszczyłam brwi.
-Dlaczego miałby nas okłamywać?
-No wiesz... on już tyle lat jest związany z Lucas'em....To jakby jego ojciec.
Przełknęłam ślinę. Odwróciłam wzrok i przemyślałam to wszystko.
-Nie - odparłam - On by mnie...nas nie okłamał! Kiedy mówił, że chce nam pomóc, widać było, że naprawdę tego pragnie. Ja...jestem pewna, że on wie, że Lucas jest złym człowiekiem i będzie również chciał od niego uciec... - ostatnie zdanie powiedziałam niepewnie. Łzy napłynęły mi do oczu. Justin chyba zauważył mój smutek.
-Hej - szepnął - wszystko będzie dobrze, nie martw się. Masz rację, Ryan z pewnością mówił prawdę i wszyscy razem stąd uciekniemy - wziął mnie za rękę i pocałował w policzek.
-Obiecujesz? - załkałam.
-Obiecuję.
Nasza wędrówka trwała pół godziny. Staraliśmy się iść szybkim tempem, jednak musieliśmy uważać, żeby potem dogonił nas potem Ryan. Według naszego planu, już powinien wyruszać z innymi żołnierzami na poszukiwania naszej trójki.
Zaczęło się robić coraz zimniej. Mimo że miałam długą sukienkę i długie rękawy, wiatr wiał mi prosto w twarz. Co chwilę miałam dreszcze. Powiadomiłam o tym Justina. Zauważyłam, że wyciąga coś z plecaka. Zobaczyłam, że trzyma w ręku...coś...czarnego?
-Co to jest? - spytałam.
-Kominiarka - uśmiechnął się - Nie będzie ci zimno!
Podał mi jeszcze swój szary sweter, a sam założył kurtkę, a zaraz po niej kaptur na głowę. Vanessa również doczepiła kaptur do swojej bluzy.
"Gdzie jest Ryan?", zastanawiałam się. Już powinien tu być!
Rozejrzałam się.
Nie ma go.
--------------
Cześć kochani!
Mamy 14 rozdział! Tak cię cieszę, serio :)
Teraz tak naprawdę nie wiadomo, czy Ryan jest oszustem, kłamcą...a może coś się stało? Tego dowiecie się w kolejnym rozdziale :*
Prosiłabym o komentarze, ważne dla mnie jest, co sądzicie o moim opowiadaniu :))
Pozdrawiam xx
<3
-Już? - spytała Vanessa.
-Już - odpowiedział mój brat.
Naszym zadaniem była ponowna ucieczka przez...okno. Dokładnie tak jak za pierwszym razem. Po cichu otworzyła szklane drzwiczki i poprosiłam Justina o linę.
Po dziesięciu minutach nasza trójka już była na dole. Musieliśmy się spieszyć, jeszcze ktoś by nas zauważył. Przypomniałam sobie słowa Lucas'a: "Jeżeli jeszcze raz..." .Wolałam o nich nie myśleć. Rzuciliśmy się w stronę gęstego lasu.
-A jeśli... Ryan nas okłamał? - szepnęła Vanessa.
Zmarszczyłam brwi.
-Dlaczego miałby nas okłamywać?
-No wiesz... on już tyle lat jest związany z Lucas'em....To jakby jego ojciec.
Przełknęłam ślinę. Odwróciłam wzrok i przemyślałam to wszystko.
-Nie - odparłam - On by mnie...nas nie okłamał! Kiedy mówił, że chce nam pomóc, widać było, że naprawdę tego pragnie. Ja...jestem pewna, że on wie, że Lucas jest złym człowiekiem i będzie również chciał od niego uciec... - ostatnie zdanie powiedziałam niepewnie. Łzy napłynęły mi do oczu. Justin chyba zauważył mój smutek.
-Hej - szepnął - wszystko będzie dobrze, nie martw się. Masz rację, Ryan z pewnością mówił prawdę i wszyscy razem stąd uciekniemy - wziął mnie za rękę i pocałował w policzek.
-Obiecujesz? - załkałam.
-Obiecuję.
Nasza wędrówka trwała pół godziny. Staraliśmy się iść szybkim tempem, jednak musieliśmy uważać, żeby potem dogonił nas potem Ryan. Według naszego planu, już powinien wyruszać z innymi żołnierzami na poszukiwania naszej trójki.
Zaczęło się robić coraz zimniej. Mimo że miałam długą sukienkę i długie rękawy, wiatr wiał mi prosto w twarz. Co chwilę miałam dreszcze. Powiadomiłam o tym Justina. Zauważyłam, że wyciąga coś z plecaka. Zobaczyłam, że trzyma w ręku...coś...czarnego?
-Co to jest? - spytałam.
-Kominiarka - uśmiechnął się - Nie będzie ci zimno!
Podał mi jeszcze swój szary sweter, a sam założył kurtkę, a zaraz po niej kaptur na głowę. Vanessa również doczepiła kaptur do swojej bluzy.
"Gdzie jest Ryan?", zastanawiałam się. Już powinien tu być!
Rozejrzałam się.
Nie ma go.
--------------
Cześć kochani!
Mamy 14 rozdział! Tak cię cieszę, serio :)
Teraz tak naprawdę nie wiadomo, czy Ryan jest oszustem, kłamcą...a może coś się stało? Tego dowiecie się w kolejnym rozdziale :*
Prosiłabym o komentarze, ważne dla mnie jest, co sądzicie o moim opowiadaniu :))
Pozdrawiam xx
<3
poniedziałek, 14 kwietnia 2014
Rozdział 13
-Więc? - mruknęłam - Jaki plan?
Wszyscy byliśmy bardzo ciekawi tego, co wymyślił Ryan. Ten plan musiał być dobry. Taki, żeby nic się nie wydało, ale żebyśmy mogli stąd się wydostać. Ryan poprawił swoje czarne włosy i zaczął mówić:
-Uciekniecie stąd.
No nie. Myślałam, ze się bardziej wysili.
-Uciec to my już próbowaliśmy - odpowiedział Justin.
-Halo, halo - kontynuował Ryan - Ja jeszcze nie skończyłem!
Vanessa przewróciła oczami.
-No to...może zaczniesz mówić? - powiedziała.
-W nocy - odparł Ryan.
-W nocy? Co w nocy? - zdziwiłam się.
-Uciekniecie stąd w nocy! Zrobimy tak: Kidy Lucas i inni pójdą spać, zakradnę się do tego lochu i po cichu otworzę wasze drzwi. Wy szybko wyjdziecie, wydostaniecie się z zamku i...
-A ty? - przerwał mu Justin.
-...i ja wtedy zawołam straż, powiadomię ich o waszej ucieczce...
-Zwariowałeś?! - podniosłam się z miejsca - Ty chcesz nam pomóc?! Bo to raczej brzmiało, jakbyś chciał nam zrobić krzywdę...
-A czy w końcu pozwolicie mi dokończyć? - spytał Ryan.
Z powrotem usiadłam.
-Powiadomię straż o waszej ucieczce. Potem jak zwykle Lucas będzie chciał wysłać ludzi na poszukiwania, więc zgłoszę się...ja.
-A jeśli Lucas będzie chciał wysłać kogoś jeszcze?
-Wtedy wcześniej musimy ustalić, w którą stronę pójdziecie. Powiem tym innym, żebyśmy się rozdzielili, każdy pójdzie w inną stronę, a ja pójdę tam, gdzie wy wcześniej. Dołączę do waszej trójki i razem wydostaniemy się z tego miejsca!
-Genialne! - wykrzyknęła Vanessa.
-Muszę przyznać, chyba może się udać- uśmiechnął się Justin i wziął mnie za rękę. Poczułam mrowienie. Widząc, że Ryan i Van poszli w drugi kąt lochu, mogłam w końcu porozmawiać z Justinem.
-Justin...-zaczęłam.
-Tak? - spytał.
-Musimy pogadać - usiadłam - Widzisz, nie wiem, czy się nie pospieszyliśmy...to znaczy...ja myślę, że powinniśmy dać sobie trochę więcej czasu...zobaczyć, co będzie dalej... - nie patrzyłam na niego. Nie mogłam. Wiedziałam, że sprawie mu ból. On mnie kocha. Ja jego też. Tylko...chyba nie jestem gotowa na związek.
-Nie jestem gotowa na związek - powiedziałam na głos swoje myśli.
Justin przez krótką chwilę nic nie mówił. Już się bała, ze mnie znienawidził, a wtedy...
-Rozumiem - szepnął.
-R-rozumiesz?
-Tak - odparł - Nie mogę od ciebie wymagać czegoś, czego nie czujesz. Kocham cię i chce, żebyś była szczęśliwa. Proszę pamiętaj o tym, dobrze? - ucałował mnie w czoło i szeroko uśmiechnął - Chodź, przyjaciółko - uniósł jedną brew - czas rozpocząć nasz plan.
Wszyscy byliśmy bardzo ciekawi tego, co wymyślił Ryan. Ten plan musiał być dobry. Taki, żeby nic się nie wydało, ale żebyśmy mogli stąd się wydostać. Ryan poprawił swoje czarne włosy i zaczął mówić:
-Uciekniecie stąd.
No nie. Myślałam, ze się bardziej wysili.
-Uciec to my już próbowaliśmy - odpowiedział Justin.
-Halo, halo - kontynuował Ryan - Ja jeszcze nie skończyłem!
Vanessa przewróciła oczami.
-No to...może zaczniesz mówić? - powiedziała.
-W nocy - odparł Ryan.
-W nocy? Co w nocy? - zdziwiłam się.
-Uciekniecie stąd w nocy! Zrobimy tak: Kidy Lucas i inni pójdą spać, zakradnę się do tego lochu i po cichu otworzę wasze drzwi. Wy szybko wyjdziecie, wydostaniecie się z zamku i...
-A ty? - przerwał mu Justin.
-...i ja wtedy zawołam straż, powiadomię ich o waszej ucieczce...
-Zwariowałeś?! - podniosłam się z miejsca - Ty chcesz nam pomóc?! Bo to raczej brzmiało, jakbyś chciał nam zrobić krzywdę...
-A czy w końcu pozwolicie mi dokończyć? - spytał Ryan.
Z powrotem usiadłam.
-Powiadomię straż o waszej ucieczce. Potem jak zwykle Lucas będzie chciał wysłać ludzi na poszukiwania, więc zgłoszę się...ja.
-A jeśli Lucas będzie chciał wysłać kogoś jeszcze?
-Wtedy wcześniej musimy ustalić, w którą stronę pójdziecie. Powiem tym innym, żebyśmy się rozdzielili, każdy pójdzie w inną stronę, a ja pójdę tam, gdzie wy wcześniej. Dołączę do waszej trójki i razem wydostaniemy się z tego miejsca!
-Genialne! - wykrzyknęła Vanessa.
-Muszę przyznać, chyba może się udać- uśmiechnął się Justin i wziął mnie za rękę. Poczułam mrowienie. Widząc, że Ryan i Van poszli w drugi kąt lochu, mogłam w końcu porozmawiać z Justinem.
-Justin...-zaczęłam.
-Tak? - spytał.
-Musimy pogadać - usiadłam - Widzisz, nie wiem, czy się nie pospieszyliśmy...to znaczy...ja myślę, że powinniśmy dać sobie trochę więcej czasu...zobaczyć, co będzie dalej... - nie patrzyłam na niego. Nie mogłam. Wiedziałam, że sprawie mu ból. On mnie kocha. Ja jego też. Tylko...chyba nie jestem gotowa na związek.
-Nie jestem gotowa na związek - powiedziałam na głos swoje myśli.
Justin przez krótką chwilę nic nie mówił. Już się bała, ze mnie znienawidził, a wtedy...
-Rozumiem - szepnął.
-R-rozumiesz?
-Tak - odparł - Nie mogę od ciebie wymagać czegoś, czego nie czujesz. Kocham cię i chce, żebyś była szczęśliwa. Proszę pamiętaj o tym, dobrze? - ucałował mnie w czoło i szeroko uśmiechnął - Chodź, przyjaciółko - uniósł jedną brew - czas rozpocząć nasz plan.
czwartek, 10 kwietnia 2014
Rozdział 12
Cała nasza czwórka stała nieruchomo. Ja, Justin i Van byliśmy przerażeni, bo po pierwsze: to był L-U-C-A-S, a po drugie: miał przy sobie broń. Grrr, nawet nie chciałam o tym myśleć!
Lucas zmrużył oczy,a wzrok przeniósł na Ryan'a.
- Wszystko wyjaśnię - powiedział mój brat, podchodząc do niego bliżej.
Czyli to ten moment. Ryan powie całą prawdę?! Błagam, myślałam, że jest rozsądny! Cała się trzęsłam. Jeżeli Lucas się o tym dowie, to po nas. Po prostu koniec. Justin złapał mnie za rękę i szepnął: "Wszystko będzie dobrze". Ryan, błagam...
- Mam ich pod kontrolą, próbowali uciec, ale ich w ostatnim momencie zatrzymałem - wyjaśnił Ryan.
Och, więc to tyle! Dobrze, że Lucas nie wie o naszych tajemnicach, ale teraz możemy dostać poważną karę za próbę ucieczki.
-Wracać do lochu, w tej chwili! - warknął Lucas. Podszedł do mnie. Serce zaczęło mi szybciej walić.
Lucas złapał mnie za ramię i mocno szarpnął.
-Jeżeli jeszcze raz...-zaczął.
Nie musiał kończyć. Jeżeli jeszcze raz spróbujemy uciec, to po nas. Wszystko jasne. Czyli nigdy nie wydostaniemy się z tego przeklętego lochu? Nie tak miało być. Miałam tylko znaleźć Ryan'a i wrócić razem z nim do rodziców. A jak jest teraz? Zginęła jedna z najwspanialszych osób w moim życiu, rodzice są raczej gdzieś zamknięci, a ja, Justin (mój chłopak!) i Van siedzimy w lochu i chyba nigdy już stąd nie wyjdziemy. A Ryan? Miał pomóc. A teraz, dokładnie w tym momencie znowu siedzimy w tym małym, ciasnym miejscu. Ugh.
-Świetnie, co teraz? - spytała Vanessa.
Wzruszyłam ramionami. Spojrzałam na Justina. Nie wiem,czy się nie pośpieszyliśmy. Niby znam się tak krótko, ale on jest we mnie zakochany, tak jak ja w nim. Ale wydaje mi się, że lepiej nam się układało, kiedy byliśmy przyjaciółmi. Nie wiem co robić...
Nagle usłyszeliśmy skrzypienie otwierających się drzwi. Zamarliśmy. Ale to był na szczęście Ryan. Ciekawe co by było, kiedy to był... Och, cicho Selena!
-Cześć - powiedział - Chcę wam pomóc. Naprawdę. Mam plan, jak możemy się stąd wydostać.
-Zaraz, ty też? - spytałam zdziwiona.
To było trochę dziwne. Przecież spędził tyle lat z Lucas'em... To było jak opuszczenie kogoś bardzo bliskiego na zawsze. Ja nie opuściłam rodziców. Wierzę, że ich znajdę. Nie dałabym rady bez nich. Byli ze mną zawsze. Dawali mi powody do uśmiechu, pocieszali, wspierali, pomagali. Tacy jakby najlepsi przyjaciele. Można było im zaufać.
Więc? Może nam się udać? Ryan ma plan. Wydostaniemy się stąd. Mam nadzieję.
-Tak, ja też - uśmiechnął się.
Odwzajemniłam uśmiech. Dobrze mieć brata.
Lucas zmrużył oczy,a wzrok przeniósł na Ryan'a.
- Wszystko wyjaśnię - powiedział mój brat, podchodząc do niego bliżej.
Czyli to ten moment. Ryan powie całą prawdę?! Błagam, myślałam, że jest rozsądny! Cała się trzęsłam. Jeżeli Lucas się o tym dowie, to po nas. Po prostu koniec. Justin złapał mnie za rękę i szepnął: "Wszystko będzie dobrze". Ryan, błagam...
- Mam ich pod kontrolą, próbowali uciec, ale ich w ostatnim momencie zatrzymałem - wyjaśnił Ryan.
Och, więc to tyle! Dobrze, że Lucas nie wie o naszych tajemnicach, ale teraz możemy dostać poważną karę za próbę ucieczki.
-Wracać do lochu, w tej chwili! - warknął Lucas. Podszedł do mnie. Serce zaczęło mi szybciej walić.
Lucas złapał mnie za ramię i mocno szarpnął.
-Jeżeli jeszcze raz...-zaczął.
Nie musiał kończyć. Jeżeli jeszcze raz spróbujemy uciec, to po nas. Wszystko jasne. Czyli nigdy nie wydostaniemy się z tego przeklętego lochu? Nie tak miało być. Miałam tylko znaleźć Ryan'a i wrócić razem z nim do rodziców. A jak jest teraz? Zginęła jedna z najwspanialszych osób w moim życiu, rodzice są raczej gdzieś zamknięci, a ja, Justin (mój chłopak!) i Van siedzimy w lochu i chyba nigdy już stąd nie wyjdziemy. A Ryan? Miał pomóc. A teraz, dokładnie w tym momencie znowu siedzimy w tym małym, ciasnym miejscu. Ugh.
-Świetnie, co teraz? - spytała Vanessa.
Wzruszyłam ramionami. Spojrzałam na Justina. Nie wiem,czy się nie pośpieszyliśmy. Niby znam się tak krótko, ale on jest we mnie zakochany, tak jak ja w nim. Ale wydaje mi się, że lepiej nam się układało, kiedy byliśmy przyjaciółmi. Nie wiem co robić...
Nagle usłyszeliśmy skrzypienie otwierających się drzwi. Zamarliśmy. Ale to był na szczęście Ryan. Ciekawe co by było, kiedy to był... Och, cicho Selena!
-Cześć - powiedział - Chcę wam pomóc. Naprawdę. Mam plan, jak możemy się stąd wydostać.
-Zaraz, ty też? - spytałam zdziwiona.
To było trochę dziwne. Przecież spędził tyle lat z Lucas'em... To było jak opuszczenie kogoś bardzo bliskiego na zawsze. Ja nie opuściłam rodziców. Wierzę, że ich znajdę. Nie dałabym rady bez nich. Byli ze mną zawsze. Dawali mi powody do uśmiechu, pocieszali, wspierali, pomagali. Tacy jakby najlepsi przyjaciele. Można było im zaufać.
Więc? Może nam się udać? Ryan ma plan. Wydostaniemy się stąd. Mam nadzieję.
-Tak, ja też - uśmiechnął się.
Odwzajemniłam uśmiech. Dobrze mieć brata.
poniedziałek, 7 kwietnia 2014
Rozdział 11
"Ja też cię kocham" - jedne z najpiękniejszych słów, jakie kiedykolwiek usłyszałam. Naprawdę, znajdowałam się właśnie w objęciach Ryan'a i... " w objęciach Ryan'a". Niesamowite. Jeszcze niedawno wyruszyłam w podróż, aby go odnaleźć. I jest, teraz przy mnie. Przytulił mnie i powiedział, że mnie kocha. Mój brat!
Na dodatek powiedział, że mi pomoże. Czy to znaczy, ze mogę na niego liczyć? Mam nadzieję. Z osób bliskich narazie mam tylko jego.
-I co teraz? - spytał Justin - Odnalazłaś go, nie? Czy to znaczy, że my mamy sobie pójść...? - widać było, że mówił to ze smutkiem.
-A chcesz tego? - odpowiedziałam i podeszłam do niego bliżej. Oboje zauważyliśmy, że Ryan i Van gdzieś spacerują i rozmawiają, więc byliśmy sami.
-Wiesz...ja...nie - odwrócił wzrok - Nie chcę.
-Dlaczego? - mały uśmieszek pojawił się na mojej twarzy.
-Bo wtedy nie mógłbym cię więcej zobaczyć.
-Czy to znaczy, że coś do mnie czujesz?
-To coś więcej... Myślę, że jestem w tobie zakochany - powiedział Justin. Przyciągnął mnie do siebie i... pocałował!
Uwaga! Alarm! Oto pierwszy w życiu pocałunek Seleny Russo! I to jeszcze od chłopaka, w którym była zakochana!
Serce zaczęło mi szybciej bić, a ręce trząść. Jednak byłam szczęśliwa - i to nawet bardzo. To było moje marzenie i jak widać, spełniło się. Myślę, że naprawdę mam szansę na udany związek!
-Dziękuję - wyszeptałam do Justina.
-Kocham cię Seleno - usłyszałam w odpowiedzi.
Chłopak mnie przytulił. To wspaniałe uczucie. Nigdy nie wiedziałam, jak to jest, kiedy chłopak jest zakochany w dziewczynie. Rzuciłam mu się na szyję, a on podniósł mnie i zakręcił mną w powietrzu.
-Czuję się jak w jakim filmie! - roześmiałam się.
Justin również zaczął się śmiać. Kochałam go. Naprawdę!
Nagle uśmiech całkowicie znikł mi z twarzy i odsunęłam się od chłopaka.
-Ale wiesz, że jeszcze trzeba odnaleźć rodziców i... - zaczęłam
-Wiem - powiedział - Znajdziemy ich, nie martw się, nie lubię kiedy się martwisz - ponownie mnie przytulił - Ach, zapomniałem o jednym! - wykrzyknął, a następnie uklęknął przede mną na jedno kolano - Czy najpiękniejsza w świecie księżniczka Selena Russo zgodzi się zostać moją dziewczyną?
Poczułam mrowienie w całym ciele. Nie zastanawiałam się długo nad odpowiedzią.
-Tak! - znowu rzuciłam mu się na szyję.
Teraz czułam się, jakby Justin właśnie mi się oświadczył. Kiedy oboje odwróciliśmy się, okazało się, ze już od dłuższego czasu Ryan i Vanessa przyglądali nam się.
-No proszę proszę - roześmiał się Ryan - Czyli masz chłopaka, tak? - zwrócił się do mnie mój brat.
W pewnej chwili zwróciłam uwagę na to, że Ryan obejmował ramieniem Vanessę.
-A ty co, mądralo? Masz już dziewczynę, tak? - prychnęłam.
-Pffff, siostrzyczko, nie przesadzaj! Ja i Van jesteśmy tylko przyjaciółmi!
-Tylko przyjaciółmi...-powtórzyłam, wywracając oczami.
W pewnym momencie usłyszeliśmy jakieś kroki za nami. Zza muru wyszła jakaś osoba, nie wiedziałam kto, dopóki przed nami nie ukazał się...Lucas!
-------------------
Cześć kochani!!!
Jak widzicie, Justin pocałował Selenę i są już razem :)) Jak myślicie, czy Ryan czuje coś do Van i na odwrót? :)
Wczoraj na wspaniałym blogu http://fanfictions-for-you01.blogspot.com/ ukazał się post o moim opowiadaniu! Proszę, zajrzyjcie <33
Jestem pewna, ze bardzo spodoba wam się ten blog - zajdziecie na nim dużo ciekawych ff z Justinem :)
Pozdrawiam autorkę, jest bardzo sympatyczną osobą :*
PS za nami już pierwsza dziesiątka rozdziałów!
Na dodatek powiedział, że mi pomoże. Czy to znaczy, ze mogę na niego liczyć? Mam nadzieję. Z osób bliskich narazie mam tylko jego.
-I co teraz? - spytał Justin - Odnalazłaś go, nie? Czy to znaczy, że my mamy sobie pójść...? - widać było, że mówił to ze smutkiem.
-A chcesz tego? - odpowiedziałam i podeszłam do niego bliżej. Oboje zauważyliśmy, że Ryan i Van gdzieś spacerują i rozmawiają, więc byliśmy sami.
-Wiesz...ja...nie - odwrócił wzrok - Nie chcę.
-Dlaczego? - mały uśmieszek pojawił się na mojej twarzy.
-Bo wtedy nie mógłbym cię więcej zobaczyć.
-Czy to znaczy, że coś do mnie czujesz?
-To coś więcej... Myślę, że jestem w tobie zakochany - powiedział Justin. Przyciągnął mnie do siebie i... pocałował!
Uwaga! Alarm! Oto pierwszy w życiu pocałunek Seleny Russo! I to jeszcze od chłopaka, w którym była zakochana!
Serce zaczęło mi szybciej bić, a ręce trząść. Jednak byłam szczęśliwa - i to nawet bardzo. To było moje marzenie i jak widać, spełniło się. Myślę, że naprawdę mam szansę na udany związek!
-Dziękuję - wyszeptałam do Justina.
-Kocham cię Seleno - usłyszałam w odpowiedzi.
Chłopak mnie przytulił. To wspaniałe uczucie. Nigdy nie wiedziałam, jak to jest, kiedy chłopak jest zakochany w dziewczynie. Rzuciłam mu się na szyję, a on podniósł mnie i zakręcił mną w powietrzu.
-Czuję się jak w jakim filmie! - roześmiałam się.
Justin również zaczął się śmiać. Kochałam go. Naprawdę!
Nagle uśmiech całkowicie znikł mi z twarzy i odsunęłam się od chłopaka.
-Ale wiesz, że jeszcze trzeba odnaleźć rodziców i... - zaczęłam
-Wiem - powiedział - Znajdziemy ich, nie martw się, nie lubię kiedy się martwisz - ponownie mnie przytulił - Ach, zapomniałem o jednym! - wykrzyknął, a następnie uklęknął przede mną na jedno kolano - Czy najpiękniejsza w świecie księżniczka Selena Russo zgodzi się zostać moją dziewczyną?
Poczułam mrowienie w całym ciele. Nie zastanawiałam się długo nad odpowiedzią.
-Tak! - znowu rzuciłam mu się na szyję.
Teraz czułam się, jakby Justin właśnie mi się oświadczył. Kiedy oboje odwróciliśmy się, okazało się, ze już od dłuższego czasu Ryan i Vanessa przyglądali nam się.
-No proszę proszę - roześmiał się Ryan - Czyli masz chłopaka, tak? - zwrócił się do mnie mój brat.
W pewnej chwili zwróciłam uwagę na to, że Ryan obejmował ramieniem Vanessę.
-A ty co, mądralo? Masz już dziewczynę, tak? - prychnęłam.
-Pffff, siostrzyczko, nie przesadzaj! Ja i Van jesteśmy tylko przyjaciółmi!
-Tylko przyjaciółmi...-powtórzyłam, wywracając oczami.
W pewnym momencie usłyszeliśmy jakieś kroki za nami. Zza muru wyszła jakaś osoba, nie wiedziałam kto, dopóki przed nami nie ukazał się...Lucas!
-------------------
Cześć kochani!!!
Jak widzicie, Justin pocałował Selenę i są już razem :)) Jak myślicie, czy Ryan czuje coś do Van i na odwrót? :)
Wczoraj na wspaniałym blogu http://fanfictions-for-you01.blogspot.com/ ukazał się post o moim opowiadaniu! Proszę, zajrzyjcie <33
Jestem pewna, ze bardzo spodoba wam się ten blog - zajdziecie na nim dużo ciekawych ff z Justinem :)
Pozdrawiam autorkę, jest bardzo sympatyczną osobą :*
PS za nami już pierwsza dziesiątka rozdziałów!
piątek, 4 kwietnia 2014
Rozdział 10
Kiedy wypowiedziałam jego imię, Justin i Van spojrzeli na siebie. Chłopak, który przede mną stał zrobił dziwną minę.
-O co ci chodzi? I skąd znasz moje imię, co? W ogóle o czym my tutaj gadamy! W tej chwili z powrotem do pałacu!
Nie mogłam w to uwierzyć. Mój brat...on...był po stronie Lucas'a! Musiałam coś zrobić... Widziałam, że chłopak szybkim krokiem oddalał się od nas.
-Szkoda, że mnie nie rozpoznałeś, braciszku - odezwałam się, a -najprawdopodobniej mój brat - momentalnie się zatrzymał. Podeszłam do niego bliżej- Nie możesz uwierzyć, co?
-Se...Selena? - wydusił.
-Brawo! Znasz moje imię!-zaklaskałam - Możesz mi wyjaśnić, co to ma znaczyć?! Dlaczego jesteś po stronie Lucas'a, co?! Jak możesz? - wykrzyczałam mu to w twarz.
-Nie twoja sprawa - warknął Ryan.
-Nie zdajesz sobie sprawy ile cię szukałam! A właściwie, szukaliśmy - tu spojrzałam na Justina i Van- A ty po prostu...ugh! Widzę cię pierwszy raz w życiu, a już zdążyłam cię znienawidzić!
-Skoro mnie tak bardzo nienawidzisz, to po co mnie w ogóle szukałaś?
-Bo pomimo tego jesteś moim bratem i nadal cię kocham.
-------------------------------------
-Dlaczego? Dlaczego nasze życie nie wygląda inaczej? Ryan nie żyje, pewnie Selena też...Bóg wie co się stało z Ashley... - Ellen Russo nie mogła powstrzymać płaczu.
Razem ze swoim mężem siedzieli zamknięci w lochu. Oboje myśleli, że zostali sami. Byli pewni, że Lucas już wygrał. Nie ma co walczyć. Po co, skoro i tak przegrają? Nie wiedzieli co robić.
-Selena jest duża, jestem przekonany, że żyje - powiedział jej mąż - O ile Lucas jej nie dorwał... - zawiesił głos, bo w tym samym momencie Ellen wybuchnęła płaczem.
--------------------------------------
-Ko..kochasz mnie? - spytał oszołomiony Ryan.
-Och, oczywiście! Jesteśmy rodzeństwem, ale nie potrafię cię zrozumieć - posmutniałam - Ashley nie żyje, a rodzice....sama już nie wiem....Ale to wszystko wina Lucas'a! A ty jesteś po jego stronie!
- On mnie kiedyś przygarnął. Nie wiedziałem kim on jest - Ryan usiadł na ławce, a ja obok niego.
-Chcesz powiedzieć, że te wszystkie lata spędziłeś u Lucas'a? To potwór... - przełknęłam ślinę.
- Traktowałem go jak ojca. Widzisz, kiedy podrosłem, powiedział mi, że bardzo kiedyś chciał mieć syna.
Zwiesiłam głowę na dół.
Nie zrobiło mi się żal Lucas'a. Nienawidziłam go i zawsze będę. Był, jest i zawsze będzie potworem, nie człowiekiem.
-Postaraj się mnie zrozumieć. Nie miałem pojęcia, że coś planuje na naszą rodzinę.
-Czyli...nam nie pomożesz? - wskazałam na Justina i Van, stojących obok.
-Pomogę - uśmiechnął się mój brat.
Oboje wstaliśmy z ławki. Nagle Ryan mnie przytulił. Nie spodziewałam się tego. Ja również mocno go przytuliłam.
-Selena....
-Tak?
-Wiesz co? Ja też cię kocham.
-O co ci chodzi? I skąd znasz moje imię, co? W ogóle o czym my tutaj gadamy! W tej chwili z powrotem do pałacu!
Nie mogłam w to uwierzyć. Mój brat...on...był po stronie Lucas'a! Musiałam coś zrobić... Widziałam, że chłopak szybkim krokiem oddalał się od nas.
-Szkoda, że mnie nie rozpoznałeś, braciszku - odezwałam się, a -najprawdopodobniej mój brat - momentalnie się zatrzymał. Podeszłam do niego bliżej- Nie możesz uwierzyć, co?
-Se...Selena? - wydusił.
-Brawo! Znasz moje imię!-zaklaskałam - Możesz mi wyjaśnić, co to ma znaczyć?! Dlaczego jesteś po stronie Lucas'a, co?! Jak możesz? - wykrzyczałam mu to w twarz.
-Nie twoja sprawa - warknął Ryan.
-Nie zdajesz sobie sprawy ile cię szukałam! A właściwie, szukaliśmy - tu spojrzałam na Justina i Van- A ty po prostu...ugh! Widzę cię pierwszy raz w życiu, a już zdążyłam cię znienawidzić!
-Skoro mnie tak bardzo nienawidzisz, to po co mnie w ogóle szukałaś?
-Bo pomimo tego jesteś moim bratem i nadal cię kocham.
-------------------------------------
-Dlaczego? Dlaczego nasze życie nie wygląda inaczej? Ryan nie żyje, pewnie Selena też...Bóg wie co się stało z Ashley... - Ellen Russo nie mogła powstrzymać płaczu.
Razem ze swoim mężem siedzieli zamknięci w lochu. Oboje myśleli, że zostali sami. Byli pewni, że Lucas już wygrał. Nie ma co walczyć. Po co, skoro i tak przegrają? Nie wiedzieli co robić.
-Selena jest duża, jestem przekonany, że żyje - powiedział jej mąż - O ile Lucas jej nie dorwał... - zawiesił głos, bo w tym samym momencie Ellen wybuchnęła płaczem.
--------------------------------------
-Ko..kochasz mnie? - spytał oszołomiony Ryan.
-Och, oczywiście! Jesteśmy rodzeństwem, ale nie potrafię cię zrozumieć - posmutniałam - Ashley nie żyje, a rodzice....sama już nie wiem....Ale to wszystko wina Lucas'a! A ty jesteś po jego stronie!
- On mnie kiedyś przygarnął. Nie wiedziałem kim on jest - Ryan usiadł na ławce, a ja obok niego.
-Chcesz powiedzieć, że te wszystkie lata spędziłeś u Lucas'a? To potwór... - przełknęłam ślinę.
- Traktowałem go jak ojca. Widzisz, kiedy podrosłem, powiedział mi, że bardzo kiedyś chciał mieć syna.
Zwiesiłam głowę na dół.
Nie zrobiło mi się żal Lucas'a. Nienawidziłam go i zawsze będę. Był, jest i zawsze będzie potworem, nie człowiekiem.
-Postaraj się mnie zrozumieć. Nie miałem pojęcia, że coś planuje na naszą rodzinę.
-Czyli...nam nie pomożesz? - wskazałam na Justina i Van, stojących obok.
-Pomogę - uśmiechnął się mój brat.
Oboje wstaliśmy z ławki. Nagle Ryan mnie przytulił. Nie spodziewałam się tego. Ja również mocno go przytuliłam.
-Selena....
-Tak?
-Wiesz co? Ja też cię kocham.
środa, 2 kwietnia 2014
Rozdział 9
-Musimy się stąd wydostać - powiedział głośno Justin przerywając kilkuminutową ciszę.
-A masz jakiś pomysł? - odwróciłam się do niego i podeszłam bliżej - Lucas nigdy nas stąd nie wypuści, rozumiesz? Być może was uwolni, ale mnie zabije...
-Skąd to wiesz?
-Bo wiem! - sama nie wiem dlaczego tak głośno krzyknęłam. Justin aż podskoczył - Przepraszam - wydusiłam z siebie - Trzeba było zostać w domu. Powinnam teraz być z rodzicami, jeść pyszny obiad przy stole...
-Inaczej nigdy byśmy się nie poznali - szepnął chłopak - Spójrz na to z innej strony.
-Masz nas, a my cię nie zostawimy - uśmiechnęła się Vanessa.
Cała nasza trójka usiadła na podłodze i wspólnie zastanawialiśmy się, jak opuścić to ciasne, małe miejsce, gdzie znajduje się tylko jedno okno i...
-Okno! - wykrzyknęłam.
-Co okno? - Vanessa zmarszczyła brwi i dziwnie się na mnie popatrzyła.
-Pamiętacie co zrobiliśmy tam, nad przepaścią? Mamy przecież tę linę, nie? Wyjdziemy przez okno!
- Lina! - Justin rzucił się w stronę plecaka i wyjął gruby, długi sznurek.
-A jak ktoś tam na dole czuwa? - spytała lekko przestraszona siostra.
-Fakt, musimy najpierw sprawdzić - odpowiedziałam i cichutko otworzyłam okno - Droga wolna - uśmiechnęłam się i biorąc linę od Justina, przywiązałam ją sobie w pasie tak jak to zrobiłam wcześniej.
-Nie mamy jej do niczego przywiązać - posmutniał Justin.
Popatrzyłam w stronę łóżka. Było mocne, nowe i powinno się udać. Rodzeństwo wspólnie przywiązali sznurek.
-Zaczynamy - szepnęłam i powoli zaczęłam schodzić po linie.
Byłam już na dole. Uff, udało się, pomyślałam. Teraz tylko został Justin i Van.
To dziwne, znamy się praktycznie bardzo krótko, a wszyscy zdążyliśmy się ze sobą zaprzyjaźnić. Serio, zależało mi na nich obojgu i nie chciałabym, żeby coś im się stało. Tylko ja tak naprawdę wiedziałam, a przynajmniej domyślałam się, co może nam zrobić Lucas. Rodzeństwo teraz wiedziało tylko, że jest bardzo niebezpieczny. Lucas jest po prostu zdolny do wszystkiego. Musieliśmy tylko wziąć się w garść i naprawdę uważać.
Justin był już razem ze mną na dole. Złapał moją rękę i powiedział swoim pięknym głosem:
-O czym myślisz? Już parę minut tak stoisz i wpatrujesz się w...trawę? - zdziwił się i popatrzył na mnie.
-O niczym. Po prostu się zastanawiam co będzie z nami dalej. Uciekniemy stąd i co? Lucas nas znajdzie. Nie uda nam się! Co wtedy zrobimy?
-Znowu im uciekniemy. A potem znowu i znowu. Zobaczysz, wszystko będzie...
-A wy dokąd?! - krzyknął ktoś za nami. Odwróciliśmy się. O, nie, pomyślałam. Już po nas! Chłopak popatrzył się na nas i Vanessę znajdującą się na linie. Na mnie patrzył się nadłużej. Przypomniałam sobie chłopca ze zdjęcia. Te oczy....
-Ryan...?
-A masz jakiś pomysł? - odwróciłam się do niego i podeszłam bliżej - Lucas nigdy nas stąd nie wypuści, rozumiesz? Być może was uwolni, ale mnie zabije...
-Skąd to wiesz?
-Bo wiem! - sama nie wiem dlaczego tak głośno krzyknęłam. Justin aż podskoczył - Przepraszam - wydusiłam z siebie - Trzeba było zostać w domu. Powinnam teraz być z rodzicami, jeść pyszny obiad przy stole...
-Inaczej nigdy byśmy się nie poznali - szepnął chłopak - Spójrz na to z innej strony.
-Masz nas, a my cię nie zostawimy - uśmiechnęła się Vanessa.
Cała nasza trójka usiadła na podłodze i wspólnie zastanawialiśmy się, jak opuścić to ciasne, małe miejsce, gdzie znajduje się tylko jedno okno i...
-Okno! - wykrzyknęłam.
-Co okno? - Vanessa zmarszczyła brwi i dziwnie się na mnie popatrzyła.
-Pamiętacie co zrobiliśmy tam, nad przepaścią? Mamy przecież tę linę, nie? Wyjdziemy przez okno!
- Lina! - Justin rzucił się w stronę plecaka i wyjął gruby, długi sznurek.
-A jak ktoś tam na dole czuwa? - spytała lekko przestraszona siostra.
-Fakt, musimy najpierw sprawdzić - odpowiedziałam i cichutko otworzyłam okno - Droga wolna - uśmiechnęłam się i biorąc linę od Justina, przywiązałam ją sobie w pasie tak jak to zrobiłam wcześniej.
-Nie mamy jej do niczego przywiązać - posmutniał Justin.
Popatrzyłam w stronę łóżka. Było mocne, nowe i powinno się udać. Rodzeństwo wspólnie przywiązali sznurek.
-Zaczynamy - szepnęłam i powoli zaczęłam schodzić po linie.
Byłam już na dole. Uff, udało się, pomyślałam. Teraz tylko został Justin i Van.
To dziwne, znamy się praktycznie bardzo krótko, a wszyscy zdążyliśmy się ze sobą zaprzyjaźnić. Serio, zależało mi na nich obojgu i nie chciałabym, żeby coś im się stało. Tylko ja tak naprawdę wiedziałam, a przynajmniej domyślałam się, co może nam zrobić Lucas. Rodzeństwo teraz wiedziało tylko, że jest bardzo niebezpieczny. Lucas jest po prostu zdolny do wszystkiego. Musieliśmy tylko wziąć się w garść i naprawdę uważać.
Justin był już razem ze mną na dole. Złapał moją rękę i powiedział swoim pięknym głosem:
-O czym myślisz? Już parę minut tak stoisz i wpatrujesz się w...trawę? - zdziwił się i popatrzył na mnie.
-O niczym. Po prostu się zastanawiam co będzie z nami dalej. Uciekniemy stąd i co? Lucas nas znajdzie. Nie uda nam się! Co wtedy zrobimy?
-Znowu im uciekniemy. A potem znowu i znowu. Zobaczysz, wszystko będzie...
-A wy dokąd?! - krzyknął ktoś za nami. Odwróciliśmy się. O, nie, pomyślałam. Już po nas! Chłopak popatrzył się na nas i Vanessę znajdującą się na linie. Na mnie patrzył się nadłużej. Przypomniałam sobie chłopca ze zdjęcia. Te oczy....
-Ryan...?
niedziela, 30 marca 2014
Rozdział 8
Serce waliło mi jak oszalałe.
- Lucas - wyszeptałam.
Stałam twarzą w twarz z moim (i moich rodziców) najgorszym wrogiem. Przecież on zawsze był gotowy na to, żeby zabić mnie i całą moją rodzinę. Przez te wszystkie lata rodzice chronili mnie przed nim. A teraz? W każdej chwili może wyciągnąć nóż i... Próbowałam się wyrwać, ale on tak mocno trzymał mnie za ramię, że każdy mój ruch powodował ból.
- Gdz-gdzie moi ro-rodzice - ledwo mówiłam ze strachu. Lucas szeroko się uśmiechnął i powiedział:
-Och, kochanie... O nich nie musisz się martwić...
Wiedziałam, że ich zabrał. Z pewnością ich zabije, a ja nie mogę do tego dopuścić! Zaraz...
-A Ashley? Moja ciotka?! - spytałam, tym razem głośno krzycząc.
- Myślę, że jej już więcej nie spotkasz...
Czułam, że moje serce biło coraz wolniej, oczy mi się zamknęły, zakręciło mi się w głowie i...
--------------------------
-Selena! Selena! Powiedz coś błagam! - usłyszałam męski głos.
Zaczęłam się powoli podnosić z pozycji leżącej.
-Dzięki Bogu - spojrzałam w stronę mężczyzny siedzącego obok mnie.
-Ju..Justin? - zapytałam drżącym głosem i rzuciłam mu się na szyję - Gdzie my...
-Zamknął nas - odpowiedział chłopak.
-Nie... nie nie nie nie- powtarzałam. A Vanessa?
- Zabrał ją! My...musimy ją odszukać - widać było, że w oczach Justina pojawiły się łzy.
Usłyszeliśmy, że ktoś otworzył drzwi.
-Właź - rozkazał jakiś facet.
-Ja...
-Właź powiedziałem! - ten ktoś rzucił Vanessą i zatrzasnął za nią drzwi.
-Justin! Selena! Myślałam, że nigdy was już nie zobaczę! - krzyknęła zapłakana i rzuciła się na nas.
- Co oni ci robili? - zapytał Justin.
-Pytali o różne rzeczy...
-Vanessa, powiesz czy nie? - dopytywał się jej starszy brat.
-Kim jesteśmy, dlaczego pomagamy Selenie i takie tam...Seleno, bardzo mi przykro z powodu twojej cioci...- dziewczyna posmutniała.
Zawiesiłam głowę na dół, a w moich oczach pojawiły się łzy.
Dlaczego Ashley? Była najwspanialszą ciocią na świecie. A ja jej już nie zobaczę!
-A co z twoimi rodzicami? - spytał Justin - I bratem?
-Nie wiem- wzruszyłam ramionami - Nie mam pojęcia co robić. Rodziców pewnie zabrał gdzieś do siebie, a teraz ich więzi... Nie wiem co robić. A Ryan? Nie wiem, czy w ogóle żyje. Przecież Lucas mógł go zabić...
Minęło kilka minut ciszy. Każdy z nas zastanawiał się jaki mamy plan. Przecież najpierw musimy się jakoś stąd wydostać. Nie możemy tu tkwić całe życie.
-Przykro mi, że was to spotkało... - szepnęłam Justinowi na ucho.
-Nie przejmuj się - złapał moją rękę, a moje serce zaczęło bić szybciej - Pomożemy ci! Nie zostawimy cię - uśmiechnął się.
Odwzajemniłam uśmiech. Vanessa usiadła obok nas, kładąc Justinowi głowę na ramieniu.
-Musimy uważać...Na Lucasa - powiedziała dziewczyna - On jest naprawdę niebezpieczny!
Wstałam z łóżka i podeszłam do okna wpatrując się w przestrzeń.
-Przysięgam - zaczęłam - zabiję cię Lucas'ie.
- Lucas - wyszeptałam.
Stałam twarzą w twarz z moim (i moich rodziców) najgorszym wrogiem. Przecież on zawsze był gotowy na to, żeby zabić mnie i całą moją rodzinę. Przez te wszystkie lata rodzice chronili mnie przed nim. A teraz? W każdej chwili może wyciągnąć nóż i... Próbowałam się wyrwać, ale on tak mocno trzymał mnie za ramię, że każdy mój ruch powodował ból.
- Gdz-gdzie moi ro-rodzice - ledwo mówiłam ze strachu. Lucas szeroko się uśmiechnął i powiedział:
-Och, kochanie... O nich nie musisz się martwić...
Wiedziałam, że ich zabrał. Z pewnością ich zabije, a ja nie mogę do tego dopuścić! Zaraz...
-A Ashley? Moja ciotka?! - spytałam, tym razem głośno krzycząc.
- Myślę, że jej już więcej nie spotkasz...
Czułam, że moje serce biło coraz wolniej, oczy mi się zamknęły, zakręciło mi się w głowie i...
--------------------------
-Selena! Selena! Powiedz coś błagam! - usłyszałam męski głos.
Zaczęłam się powoli podnosić z pozycji leżącej.
-Dzięki Bogu - spojrzałam w stronę mężczyzny siedzącego obok mnie.
-Ju..Justin? - zapytałam drżącym głosem i rzuciłam mu się na szyję - Gdzie my...
-Zamknął nas - odpowiedział chłopak.
-Nie... nie nie nie nie- powtarzałam. A Vanessa?
- Zabrał ją! My...musimy ją odszukać - widać było, że w oczach Justina pojawiły się łzy.
Usłyszeliśmy, że ktoś otworzył drzwi.
-Właź - rozkazał jakiś facet.
-Ja...
-Właź powiedziałem! - ten ktoś rzucił Vanessą i zatrzasnął za nią drzwi.
-Justin! Selena! Myślałam, że nigdy was już nie zobaczę! - krzyknęła zapłakana i rzuciła się na nas.
- Co oni ci robili? - zapytał Justin.
-Pytali o różne rzeczy...
-Vanessa, powiesz czy nie? - dopytywał się jej starszy brat.
-Kim jesteśmy, dlaczego pomagamy Selenie i takie tam...Seleno, bardzo mi przykro z powodu twojej cioci...- dziewczyna posmutniała.
Zawiesiłam głowę na dół, a w moich oczach pojawiły się łzy.
Dlaczego Ashley? Była najwspanialszą ciocią na świecie. A ja jej już nie zobaczę!
-A co z twoimi rodzicami? - spytał Justin - I bratem?
-Nie wiem- wzruszyłam ramionami - Nie mam pojęcia co robić. Rodziców pewnie zabrał gdzieś do siebie, a teraz ich więzi... Nie wiem co robić. A Ryan? Nie wiem, czy w ogóle żyje. Przecież Lucas mógł go zabić...
Minęło kilka minut ciszy. Każdy z nas zastanawiał się jaki mamy plan. Przecież najpierw musimy się jakoś stąd wydostać. Nie możemy tu tkwić całe życie.
-Przykro mi, że was to spotkało... - szepnęłam Justinowi na ucho.
-Nie przejmuj się - złapał moją rękę, a moje serce zaczęło bić szybciej - Pomożemy ci! Nie zostawimy cię - uśmiechnął się.
Odwzajemniłam uśmiech. Vanessa usiadła obok nas, kładąc Justinowi głowę na ramieniu.
-Musimy uważać...Na Lucasa - powiedziała dziewczyna - On jest naprawdę niebezpieczny!
Wstałam z łóżka i podeszłam do okna wpatrując się w przestrzeń.
-Przysięgam - zaczęłam - zabiję cię Lucas'ie.
środa, 26 marca 2014
Rozdział 7
Selena:
-Gdzie ty uciekasz?! - krzyknął do mnie jeden z rycerzy.
-Nie pójdę nigdzie z wami! - krzyknęłam.
Koleś pokręcił głową i uśmiechnął się. W tym samym momencie pociągnął mnie za rękaw, podniósł i posadził na koniu.
-Puszczaj mnie! - warknęłam.
Facet przewrócił oczami i powiedział:
-Słuchaj, nie mam czasu, znaleźliśmy cię tak jak kazał twój ojciec, więc uspokój się, dobra?
-Nie! Justin! - zawołałam chłopaka. Całe szczęście, że razem z Vanessą już byli na dole.
-Kto to jest? - spytał Justin, wpatrując się w rycerzy.
-Przyszli mnie zabrać - odpowiedziałam ze łzami w oczach. Sama myśl o tym, że już nigdy nie znajdę brata, a co więcej opuszczę Van i Justina, przyprawiała mnie o dreszcze.
-Sel ja... Chyba niewiele mogę zrobić...-posmutniał, po czym dodał - Chyba, że....Panowie, jadę z Wami.
-Co? - zapytałam zdziwiona.
-Książę raczej księżniczki samej nie zostawia - uśmiechnął się.
- A co ze mną?! - popatrzyliśmy na Vanessę.
-Wskakuj siostra - Justin pomógł jej wejść na konia.
- Halo, halo, halo - przerwał jeden z rycerzy - Kto to jest? - popatrzył na mnie wskazując na Justina i Van.
-Albo oni jadą z nami, albo w ogóle nie pojadę - warknęłam.
Nie odpowiedział. Po prostu ruszyliśmy do pałacu.
Więc to koniec? Na tym miała polegać ta moja cała podróż? Przecież nie odnalazłam Ryan'a!. To po co ja się tak starałam? Mogę sobie wyobrazić minę mojej mamy jak wrócę. Do końca życia będę miała szlaban! Zamkną mnie w pokoju i nie będą się do mnie odzywać. Super...
Dojechaliśmy do pałacu.
-Panie! Znaleźliśmy ją! - wykrzyknął rycerz. Nikt nie odpowiedział.
-Panie...? - w tym samym momencie ktoś w czarnym kapturze wyskoczył zza rogu i złapał za szyję rycerza.
-Pomocy...! - ledwo mówił!
-Zostaw go! - rzuciłam się i wyrwałam z jego rąk rycerza. Przejęłam od niego miecz.
- Spróbuj jeszcze raz go dotknąć - powiedziałam. Miałam odejść, ale postanowiłam odwrócić się i po prostu zdjęłam ten jego obrzydliwy kaptur. Na widok "tej twarzy" zastygłam. Miałam uciec, ale w ostatniej chwili "on" mnie złapał i powiedział:
-Witaj złotko
-Gdzie ty uciekasz?! - krzyknął do mnie jeden z rycerzy.
-Nie pójdę nigdzie z wami! - krzyknęłam.
Koleś pokręcił głową i uśmiechnął się. W tym samym momencie pociągnął mnie za rękaw, podniósł i posadził na koniu.
-Puszczaj mnie! - warknęłam.
Facet przewrócił oczami i powiedział:
-Słuchaj, nie mam czasu, znaleźliśmy cię tak jak kazał twój ojciec, więc uspokój się, dobra?
-Nie! Justin! - zawołałam chłopaka. Całe szczęście, że razem z Vanessą już byli na dole.
-Kto to jest? - spytał Justin, wpatrując się w rycerzy.
-Przyszli mnie zabrać - odpowiedziałam ze łzami w oczach. Sama myśl o tym, że już nigdy nie znajdę brata, a co więcej opuszczę Van i Justina, przyprawiała mnie o dreszcze.
-Sel ja... Chyba niewiele mogę zrobić...-posmutniał, po czym dodał - Chyba, że....Panowie, jadę z Wami.
-Co? - zapytałam zdziwiona.
-Książę raczej księżniczki samej nie zostawia - uśmiechnął się.
- A co ze mną?! - popatrzyliśmy na Vanessę.
-Wskakuj siostra - Justin pomógł jej wejść na konia.
- Halo, halo, halo - przerwał jeden z rycerzy - Kto to jest? - popatrzył na mnie wskazując na Justina i Van.
-Albo oni jadą z nami, albo w ogóle nie pojadę - warknęłam.
Nie odpowiedział. Po prostu ruszyliśmy do pałacu.
Więc to koniec? Na tym miała polegać ta moja cała podróż? Przecież nie odnalazłam Ryan'a!. To po co ja się tak starałam? Mogę sobie wyobrazić minę mojej mamy jak wrócę. Do końca życia będę miała szlaban! Zamkną mnie w pokoju i nie będą się do mnie odzywać. Super...
Dojechaliśmy do pałacu.
-Panie! Znaleźliśmy ją! - wykrzyknął rycerz. Nikt nie odpowiedział.
-Panie...? - w tym samym momencie ktoś w czarnym kapturze wyskoczył zza rogu i złapał za szyję rycerza.
-Pomocy...! - ledwo mówił!
-Zostaw go! - rzuciłam się i wyrwałam z jego rąk rycerza. Przejęłam od niego miecz.
- Spróbuj jeszcze raz go dotknąć - powiedziałam. Miałam odejść, ale postanowiłam odwrócić się i po prostu zdjęłam ten jego obrzydliwy kaptur. Na widok "tej twarzy" zastygłam. Miałam uciec, ale w ostatniej chwili "on" mnie złapał i powiedział:
-Witaj złotko
czwartek, 20 marca 2014
Rozdział 6
Nasza wędrówka trwała już kilka godzin. Cały czas zastanawialiśmy się jak odnajdziemy mojego brata. Byłam już bardzo daleko od pałacu. Przed nami była widoczna tylko pusta droga. Czasem tylko nad nami przelatywał jakiś ptak, po ziemi szły obleśne robactwa. Oprócz mnie, Vanessy i Justina nie było nikogo.
---------------------
-Nie możemy pozwolić, żeby powtórzyła się sytuacja sprzed kilkunastu lat! - krzyczała zapłakana Ellen do swojego męża
-Spokojnie, odnajdzie się - próbował ją uspokoić - Przecież wiesz, ze wysłałem swoich ludzi na poszukiwania!
-Tak?! Kiedy Ryan zniknął to jakoś też ich wysłałeś! A widzisz, żeby tu z nami stał nasz syn?! Nie!
-Uspokój się Ellen! Selena jest mądrą dziewczyną, przecież nie wymyśli niczego głupiego! - powiedziała Ashley, obejmując siostrę.
---------------------
-Justin! Daj mi linę!
Selena, Van i Justin stali właśnie nad wielką przepaścią. Trzeba było tylko znaleźć sposób, jak dostać się na dół. Całe szczęście, że Justin, że Justin w swoim plecaku miał długą i mocna linę.
-Musisz ją sobie zawiązać w pasie. Tylko mocno! Inaczej spadniesz - ostrzegł Selenę Justin.
Dziewczyna bardzo mocno związała gruby sznur.
-Nie wiem czy to się uda, ale gdybym... - urwała na chwilę - Dziękuję, ze chcieliście mi pomóc...
-Chyba nie zakładasz, że zginiesz? - Justin popatrzył się na nią dziwnie - Spokojna głowa,nie pozwolę ci upaść- uśmiechnął się i..przytulił Selenę.
Księżniczka odwzajemniła uśmiech.
Zaczęła powoli schodzić na dół, a Vanessa i jej brat bardzo mocno trzymali linę. Wtedy Van wpadła na pewien pomysł.
- Justin, zobacz! - wskazała na gruby, mocny wystający pień z ziemi - możemy tu przywiązać linę!
-Selena! Nie schodź dalej! - krzyknął Justin i przywiązał linę do pnia.
-Już mogę?! - spytała dziewczyna.
-Tak!
Pień okazał się bardzo pomocny. Dzięki niemu Selena bezpiecznie zeszła na dół
-Dobra, teraz ty - Justin wciągnął linę do góry podał ją siostrze, ale usłyszał bieg. Bieg jakichś koni.
-Nie! - krzyknęła Selena.
-Znaleźliśmy ją!
-----------------------
Bardzo przepraszam, że nie było tyle czasu rozdziału! Mam teraz prawie codziennie sprawdziany w szkole i za bardzo nie mam czasu, ale mam nadzieję, że się rozdział spodobał :)))
Proszę o komentarze, bardzo mnie motywują do dalszej pracy <3
---------------------
-Nie możemy pozwolić, żeby powtórzyła się sytuacja sprzed kilkunastu lat! - krzyczała zapłakana Ellen do swojego męża
-Spokojnie, odnajdzie się - próbował ją uspokoić - Przecież wiesz, ze wysłałem swoich ludzi na poszukiwania!
-Tak?! Kiedy Ryan zniknął to jakoś też ich wysłałeś! A widzisz, żeby tu z nami stał nasz syn?! Nie!
-Uspokój się Ellen! Selena jest mądrą dziewczyną, przecież nie wymyśli niczego głupiego! - powiedziała Ashley, obejmując siostrę.
---------------------
-Justin! Daj mi linę!
Selena, Van i Justin stali właśnie nad wielką przepaścią. Trzeba było tylko znaleźć sposób, jak dostać się na dół. Całe szczęście, że Justin, że Justin w swoim plecaku miał długą i mocna linę.
-Musisz ją sobie zawiązać w pasie. Tylko mocno! Inaczej spadniesz - ostrzegł Selenę Justin.
Dziewczyna bardzo mocno związała gruby sznur.
-Nie wiem czy to się uda, ale gdybym... - urwała na chwilę - Dziękuję, ze chcieliście mi pomóc...
-Chyba nie zakładasz, że zginiesz? - Justin popatrzył się na nią dziwnie - Spokojna głowa,nie pozwolę ci upaść- uśmiechnął się i..przytulił Selenę.
Księżniczka odwzajemniła uśmiech.
Zaczęła powoli schodzić na dół, a Vanessa i jej brat bardzo mocno trzymali linę. Wtedy Van wpadła na pewien pomysł.
- Justin, zobacz! - wskazała na gruby, mocny wystający pień z ziemi - możemy tu przywiązać linę!
-Selena! Nie schodź dalej! - krzyknął Justin i przywiązał linę do pnia.
-Już mogę?! - spytała dziewczyna.
-Tak!
Pień okazał się bardzo pomocny. Dzięki niemu Selena bezpiecznie zeszła na dół
-Dobra, teraz ty - Justin wciągnął linę do góry podał ją siostrze, ale usłyszał bieg. Bieg jakichś koni.
-Nie! - krzyknęła Selena.
-Znaleźliśmy ją!
-----------------------
Bardzo przepraszam, że nie było tyle czasu rozdziału! Mam teraz prawie codziennie sprawdziany w szkole i za bardzo nie mam czasu, ale mam nadzieję, że się rozdział spodobał :)))
Proszę o komentarze, bardzo mnie motywują do dalszej pracy <3
sobota, 15 marca 2014
Rozdział 5
Stałam przed chyba najprzystojniejszych chłopakiem, jakiego kiedykolwiek widziałam.
-Yyyy...halo? Jesteś tu..?? - spytał niepewnie chłopak.
-Co??? - spytałam, wracając do rzeczywistości.
-Powiedziałaś, że się chyba zakochałaś...No wiesz..Patrzyłaś na mnie - mrugnął do mnie i szeroko się uśmiechnął.
-Ja?! W tobie? Pfffff - to moje "pfff" było dość długie.
-Nie wiedziałem, że jestem taki przystojny... - chłopak jeszcze raz się uśmiechnął.
-Mówiłam, nie chodziło mi o ciebie - odparłam.
-Oprócz mnie, ciebie i mojej siostry nikogo tu nie ma - roześmiał się szeroko. Rany! Ale on ma śliczny uśmiech!
-Nieważne - odpowiedziałam.
-Jestem Justin. Justin Bieber, a to moja siostra, Vanessa - podał mi rękę.
-A ja Selena. Selena Russo - uniosłam jedną brew do góry - Co was tu sprowadza?
-Właściwie to się zgubiliśmy. Wiesz kto mógłby nam pomóc? - powiedział Justin.
-Może ja - zaproponowałam.
-Dobra...wiesz jak się stąd wydostać?
-Nie - odwróciłam wzrok ze wstydu. Miałam im pomóc, a raczej nie pomogłam.
Widać było, że chłopak posmutniał. Zrobiło mi się go żal.
-No nic...a ty? Też się zgubiłaś? - spytał mnie.
-Żartujesz? Ja tu mieszkam! Uciekłam z mojego pałacu, bo postanowiłam odszukać swojego brata.
-Więc jesteś księżniczką - powiedziała Vanessa.
Uśmiechnęłam się. Polubiłam ich.
Cała nasza trójka ruszyła przed siebie. Opowiedziałam im o tym, jak się dowiedziałam, że mam brata, o Ashley, o mojej matce, która teraz pewnie jest przerażona i znając Ellen, biega rozpłakana po całym pałacu. Nie chcę, żeby się martwiła. Nie chcę widzieć jej ze smutkiem na twarzy. To było najgorsze. Kochałam ją i nie chciałam jej ranić, w żaden sposób.
Za to Justin opowiedział mi o tym, gdzie spędził swoje dzieciństwo, o swoim tacie, o tym, że jego matka kiedy miał dwanaście lat zginęła... Vanessa mówiła, że czasem nienawidzi swojego brata, że ją wkurza, ale się kochają i musi pogodzić z myślą, że już zawsze będą rodzeństwem. Rozmawialiśmy przez półtorej godziny.
-Słuchaj...Selena, tak? - Justin upewnił się, że dobrze pamięta moje imię.
-Tak - uśmiechnęłam się.
-Co powiesz na to, żeby ja i moja siostra - tu spojrzał na Vanessę - pomogli ci w dalszych poszukiwaniach twojego brata?
-Jasne! Byłoby super - byłam bardzo bardzo bardzo szczęśliwa. Nawet nie wyobrażacie sobie ile mogłabym tu użyć słowa "bardzo"! Dalsza wędrówka z najprzystojniejszym facetem na Ziemi! Wyobrażacie sobie?!
-Yyyy...halo? Jesteś tu..?? - spytał niepewnie chłopak.
-Co??? - spytałam, wracając do rzeczywistości.
-Powiedziałaś, że się chyba zakochałaś...No wiesz..Patrzyłaś na mnie - mrugnął do mnie i szeroko się uśmiechnął.
-Ja?! W tobie? Pfffff - to moje "pfff" było dość długie.
-Nie wiedziałem, że jestem taki przystojny... - chłopak jeszcze raz się uśmiechnął.
-Mówiłam, nie chodziło mi o ciebie - odparłam.
-Oprócz mnie, ciebie i mojej siostry nikogo tu nie ma - roześmiał się szeroko. Rany! Ale on ma śliczny uśmiech!
-Nieważne - odpowiedziałam.
-Jestem Justin. Justin Bieber, a to moja siostra, Vanessa - podał mi rękę.
-A ja Selena. Selena Russo - uniosłam jedną brew do góry - Co was tu sprowadza?
-Właściwie to się zgubiliśmy. Wiesz kto mógłby nam pomóc? - powiedział Justin.
-Może ja - zaproponowałam.
-Dobra...wiesz jak się stąd wydostać?
-Nie - odwróciłam wzrok ze wstydu. Miałam im pomóc, a raczej nie pomogłam.
Widać było, że chłopak posmutniał. Zrobiło mi się go żal.
-No nic...a ty? Też się zgubiłaś? - spytał mnie.
-Żartujesz? Ja tu mieszkam! Uciekłam z mojego pałacu, bo postanowiłam odszukać swojego brata.
-Więc jesteś księżniczką - powiedziała Vanessa.
Uśmiechnęłam się. Polubiłam ich.
Cała nasza trójka ruszyła przed siebie. Opowiedziałam im o tym, jak się dowiedziałam, że mam brata, o Ashley, o mojej matce, która teraz pewnie jest przerażona i znając Ellen, biega rozpłakana po całym pałacu. Nie chcę, żeby się martwiła. Nie chcę widzieć jej ze smutkiem na twarzy. To było najgorsze. Kochałam ją i nie chciałam jej ranić, w żaden sposób.
Za to Justin opowiedział mi o tym, gdzie spędził swoje dzieciństwo, o swoim tacie, o tym, że jego matka kiedy miał dwanaście lat zginęła... Vanessa mówiła, że czasem nienawidzi swojego brata, że ją wkurza, ale się kochają i musi pogodzić z myślą, że już zawsze będą rodzeństwem. Rozmawialiśmy przez półtorej godziny.
-Słuchaj...Selena, tak? - Justin upewnił się, że dobrze pamięta moje imię.
-Tak - uśmiechnęłam się.
-Co powiesz na to, żeby ja i moja siostra - tu spojrzał na Vanessę - pomogli ci w dalszych poszukiwaniach twojego brata?
-Jasne! Byłoby super - byłam bardzo bardzo bardzo szczęśliwa. Nawet nie wyobrażacie sobie ile mogłabym tu użyć słowa "bardzo"! Dalsza wędrówka z najprzystojniejszym facetem na Ziemi! Wyobrażacie sobie?!
czwartek, 13 marca 2014
Rozdział 4
Bałam się. To zrozumiałe. Prawdopodobnie podczas mojej podróży spotka mnie masa niebezpieczeństw, a najgorsze jest to, że byłam sama. Drugą najgorszą rzeczą jest to, kiedy wrócę do domu (jeśli w ogóle przeżyję), matka mnie zabije. Będzie tak zła, jaka nigdy wcześniej nie była. Pewnie na samym początku będzie płakać ze szczęścia, że mnie widzi, a potem zacznie się koszmar. A na samym końcu pozostaje pytanie: czy ja w ogóle znajdę teraz Ryan'a? Przecież nic o nim nie wiem. Nawet jak teraz wygląda, to jak go znajdę? Przy sobie miałam jego zdjęcie, ale to było, jak miał osiem lat. Nie wiem, czy go rozpoznam.
Postanowiłam narazie zająć się sobą. Moja bardzo długa suknia przeszkadzała mi. Nie mogłam się teraz tu przebrać. I gdzie? Jeszcze ktoś by mnie tu zobaczył. Moją jedyną bronią w torbie był nóż, więc wyjęłam go i odcięłam połowę sukni. Pod spodem miałam długie czarne buty, więc chyba nie wyglądało to źle. Spięłam moje długie brązowe włosy w kucyka i ruszyłam przed siebie.
---------------------------------
Ellen właśnie przechodziła przez długi korytarz, znajdujący się obok pokoju jej córki. Zamierzała porozmawiać z Seleną. Wiedziała, że się pokłóciły.
-Selena, kochanie, otwórz drzw...- Ellen zorientowała się, że drzwi są otwarte. Jednak Seleny tam nie było.
Matka zajrzała do kuchni. Do sali balowej. Do sypialni. Do łazienki. Lecz jej córka po prostu zniknęła.
- Nie...proszę nie...-błagała kobieta przypominając sobie sytuację kilkanaście lat temu z Ryan'em - Ashley! Ashley! - zaczęła szukać swojej siostry.
Kobieta wyszła zaspana na korytarz.
-Co się stało? Dlaczego tak krzyczysz, wiesz która jest godzina?! - wrzasnęła.
-Stało się coś strasznego! - Ellen z powodu płaczu ledwo mogła mówić.
-Powiesz, o co chodzi?!
-Selena zniknęła!
-----------------------------------
Znajdowałam się już bardzo daleko od mojego pałacu. Zaczynało się ściemniać. W oddali usłyszałam jakąś...rozmowę? Nie, to niemożliwe. Chyba...
Rzeczywiście, to były jakieś osoby. Zastanawiałam się, czy wyjąć moją broń, ale postanowiłam zaczekać.
------------------------------------
-Jesteś głodna? - spytał Justin swoją siostrę, podając jej czekoladowy batonik.
-Nie, dzięki - mruknęła Vanessa - Nie chcę tu dłużej siedzieć.
-Ja też nie, ale nie mamy wyboru. Wkrótce znajdziemy pomoc. Obiecuję ci.
Nagle oboje usłyszeli jakiś szelest. Odwrócili głowy, jednak nikogo, ani niczego tam nie było. Uznali, że się przesłyszeli, ale dokładnie w tej samej chwili jakaś osoba rzuciła się na nich!
-Nie ruszać się!!! - W chwili, gdy ta osoba chciała się rzucić na Justina, on się odsunął i "ten ktoś" wpadł do płytkiego, małego jeziorka.
-------------------------------------
Zanim się obejrzałam, pływałam sobie małym jeziorku. Szybko wyszłam z wody kierując wzrok na dwie osoby, które chyba mnie do niego wrzuciły. Jedną z nich był chłopak. Spojrzałam w jego śliczne, brązowe oczy i powiedziałam na głos:
-Chyba się zakochałam.
Postanowiłam narazie zająć się sobą. Moja bardzo długa suknia przeszkadzała mi. Nie mogłam się teraz tu przebrać. I gdzie? Jeszcze ktoś by mnie tu zobaczył. Moją jedyną bronią w torbie był nóż, więc wyjęłam go i odcięłam połowę sukni. Pod spodem miałam długie czarne buty, więc chyba nie wyglądało to źle. Spięłam moje długie brązowe włosy w kucyka i ruszyłam przed siebie.
---------------------------------
Ellen właśnie przechodziła przez długi korytarz, znajdujący się obok pokoju jej córki. Zamierzała porozmawiać z Seleną. Wiedziała, że się pokłóciły.
-Selena, kochanie, otwórz drzw...- Ellen zorientowała się, że drzwi są otwarte. Jednak Seleny tam nie było.
Matka zajrzała do kuchni. Do sali balowej. Do sypialni. Do łazienki. Lecz jej córka po prostu zniknęła.
- Nie...proszę nie...-błagała kobieta przypominając sobie sytuację kilkanaście lat temu z Ryan'em - Ashley! Ashley! - zaczęła szukać swojej siostry.
Kobieta wyszła zaspana na korytarz.
-Co się stało? Dlaczego tak krzyczysz, wiesz która jest godzina?! - wrzasnęła.
-Stało się coś strasznego! - Ellen z powodu płaczu ledwo mogła mówić.
-Powiesz, o co chodzi?!
-Selena zniknęła!
-----------------------------------
Znajdowałam się już bardzo daleko od mojego pałacu. Zaczynało się ściemniać. W oddali usłyszałam jakąś...rozmowę? Nie, to niemożliwe. Chyba...
Rzeczywiście, to były jakieś osoby. Zastanawiałam się, czy wyjąć moją broń, ale postanowiłam zaczekać.
------------------------------------
-Jesteś głodna? - spytał Justin swoją siostrę, podając jej czekoladowy batonik.
-Nie, dzięki - mruknęła Vanessa - Nie chcę tu dłużej siedzieć.
-Ja też nie, ale nie mamy wyboru. Wkrótce znajdziemy pomoc. Obiecuję ci.
Nagle oboje usłyszeli jakiś szelest. Odwrócili głowy, jednak nikogo, ani niczego tam nie było. Uznali, że się przesłyszeli, ale dokładnie w tej samej chwili jakaś osoba rzuciła się na nich!
-Nie ruszać się!!! - W chwili, gdy ta osoba chciała się rzucić na Justina, on się odsunął i "ten ktoś" wpadł do płytkiego, małego jeziorka.
-------------------------------------
Zanim się obejrzałam, pływałam sobie małym jeziorku. Szybko wyszłam z wody kierując wzrok na dwie osoby, które chyba mnie do niego wrzuciły. Jedną z nich był chłopak. Spojrzałam w jego śliczne, brązowe oczy i powiedziałam na głos:
-Chyba się zakochałam.
poniedziałek, 10 marca 2014
Rozdział 3
-Żartujesz sobie, tak? - spytała ze śmiechem Ashley. Jednak widząc moją minę szybko dodała:
-Czekaj...ty na poważnie?
-Jak najbardziej poważnie - odpowiedziałam i rruszyłam w stronę dzrzwi.
-Czekaj! - pociągnęła mnie za rękę Ashley, przez co się zatrzymałam - I jak zamierzasz to zrobić, co? Przecież nawet nie wiesz czy on żyje! - wykrzyknęła ciotka, wyrzucając ręce do góry.
-Sama powiedziałaś, że nic nie wiadomo - mruknęłam.
-Selena, chyba nie za bardzo mnie zrozumiałaś. Chodzi mi tylko o to, że nie możesz sama wyruszyć, teraz. Przecież to niebezpieczne! A poza tym, matka dostanie szału, jak się dowie, uwierz mi - powiedziała.
Dobrze znałam moją matkę. Miałam świadomość tego, że nie absolutnie się nie zgodzi na tak niebezpieczną wyprawę. Przez całe życie starała się mnie z ojem chronić przed Lucas'em.
-Wiem - zabrzmiała moja odpowiedź.
Ashley lekko się uśmiechnęła, po czym mnie przytuliła.
-Wiesz, że cię kocham i nie chciałabym, żeby coś ci się stało. A twoi rodzice...z pewnością nie chcieliby stracić drugiego dziecka.
Odwróciłam wzrok. Ciotka poklepała mnie po ramieniu i wyszła z pokoju. Ja również opuściłam to miejsce i skierowałam się w stronę naszego balkonu. Jak zwykle, siedziała tam moja matka.
-Wiesz - zaczęła - Czasami stoję tu z myślą, że tam, w oddali zobaczę Ryan'a. Że do nas wróci, powie "kocham cię, mamo" i przytuli.
Przytuliłam mamę, po czym cicho szepnęłam:
-Znajdę go, obiecuję.
Na początku mama stała bez ruchu. Ale potem..odepchnęła mnie od siebie i krzyknęła:
-Co....co?!
-Mamo, jestem gotowa wyruszyć w podróż. Ja..ja go odnajdę. Proszę! Nie pójdę sama, zabiorę kogoś
!
-Selena, czy ty czasami myślisz?! Pomyślałaś, jak to może być niebiezpieczne? A Lucas?! Selena, jak coś takiego w ogóle mogło przyjść ci do głowy? - krzyczała.
Spodziewałam się takiej reakcji. Ciotka miała rację. Matka wyszła z balkonu, a ja zostałam sama.
-------------------------
-Justin! Nogi mnie bolą, możemy się zatrzymać?! Jestem zmęczona, chce mi się pić,a poza tym nie mam zielonego pojęcia, gdzie jesteśmy! Zgubiliśmy się, rozumiesz? Z-G-U-B-I-L-I-Ś-M-Y się i nie wrócimy do domu! - wykrzyknęła czarnowłosa Vanessa do swojego brata.
-Oj siostra, ale ty narzekasz...przecież znajdziemy rozwiązanie! Nie przesadzaj! - odparł Justin, wywracając oczami.
Rodzeństwo się najprawdopodobniej zgubiło. Szukali pomocy przez kilka godzin. Nie mieli pojęcia, gdzie się znajdują,
-Czy możemy się chociaż NA CHWILĘ zatrzymać?! - wykrzyknęła Vanessa, po czym się zatrzymała.
-Dobra, ale proszę nie krzycz tak! Chcesz się napić? - spytał Justin, podając siostrze butelkę wody - Wszystko będzie dobrze. Wrócimy do domu, zobaczysz. Nie możemy zadzwonić, bo nie ma tu zasięgu. Wiem, mnie też to trochę przeraża, ale damy radę - objął ją ramieniem - Możemy iść dalej?
Vanessa kiwnęła głową. Ruszyli dalej.
-Myślisz, że w ogólę tu są jacyś ludzie....-powiedziała dziewczyna, zatrzymując się i wpatrując w wielki pałac, otoczony piękną złocistą aleją. Justin nie mógł uwierzyć własnym oczom. Uśmiechnął się od ucha do ucha.
-Myślę, że tak!
--------------------------
Było jeszcze wcześnie, a moi rodzice już spali. Wzięłam moją dużą torbę i spakowałam wszystkie potrzebne rzeczy. W ostatniej chwili przypomniałam sobie o ubraniach, które następnie również schowałam. Po cichu otworzyłam drzwi i wyszłam z pokoju. Szłam przez długi korytarz, aż wreszcie wyszłam z naszego pałacu.
-Ryan'ie, nadchodzę!
-Czekaj...ty na poważnie?
-Jak najbardziej poważnie - odpowiedziałam i rruszyłam w stronę dzrzwi.
-Czekaj! - pociągnęła mnie za rękę Ashley, przez co się zatrzymałam - I jak zamierzasz to zrobić, co? Przecież nawet nie wiesz czy on żyje! - wykrzyknęła ciotka, wyrzucając ręce do góry.
-Sama powiedziałaś, że nic nie wiadomo - mruknęłam.
-Selena, chyba nie za bardzo mnie zrozumiałaś. Chodzi mi tylko o to, że nie możesz sama wyruszyć, teraz. Przecież to niebezpieczne! A poza tym, matka dostanie szału, jak się dowie, uwierz mi - powiedziała.
Dobrze znałam moją matkę. Miałam świadomość tego, że nie absolutnie się nie zgodzi na tak niebezpieczną wyprawę. Przez całe życie starała się mnie z ojem chronić przed Lucas'em.
-Wiem - zabrzmiała moja odpowiedź.
Ashley lekko się uśmiechnęła, po czym mnie przytuliła.
-Wiesz, że cię kocham i nie chciałabym, żeby coś ci się stało. A twoi rodzice...z pewnością nie chcieliby stracić drugiego dziecka.
Odwróciłam wzrok. Ciotka poklepała mnie po ramieniu i wyszła z pokoju. Ja również opuściłam to miejsce i skierowałam się w stronę naszego balkonu. Jak zwykle, siedziała tam moja matka.
-Wiesz - zaczęła - Czasami stoję tu z myślą, że tam, w oddali zobaczę Ryan'a. Że do nas wróci, powie "kocham cię, mamo" i przytuli.
Przytuliłam mamę, po czym cicho szepnęłam:
-Znajdę go, obiecuję.
Na początku mama stała bez ruchu. Ale potem..odepchnęła mnie od siebie i krzyknęła:
-Co....co?!
-Mamo, jestem gotowa wyruszyć w podróż. Ja..ja go odnajdę. Proszę! Nie pójdę sama, zabiorę kogoś
!
-Selena, czy ty czasami myślisz?! Pomyślałaś, jak to może być niebiezpieczne? A Lucas?! Selena, jak coś takiego w ogóle mogło przyjść ci do głowy? - krzyczała.
Spodziewałam się takiej reakcji. Ciotka miała rację. Matka wyszła z balkonu, a ja zostałam sama.
-------------------------
-Justin! Nogi mnie bolą, możemy się zatrzymać?! Jestem zmęczona, chce mi się pić,a poza tym nie mam zielonego pojęcia, gdzie jesteśmy! Zgubiliśmy się, rozumiesz? Z-G-U-B-I-L-I-Ś-M-Y się i nie wrócimy do domu! - wykrzyknęła czarnowłosa Vanessa do swojego brata.
-Oj siostra, ale ty narzekasz...przecież znajdziemy rozwiązanie! Nie przesadzaj! - odparł Justin, wywracając oczami.
Rodzeństwo się najprawdopodobniej zgubiło. Szukali pomocy przez kilka godzin. Nie mieli pojęcia, gdzie się znajdują,
-Czy możemy się chociaż NA CHWILĘ zatrzymać?! - wykrzyknęła Vanessa, po czym się zatrzymała.
-Dobra, ale proszę nie krzycz tak! Chcesz się napić? - spytał Justin, podając siostrze butelkę wody - Wszystko będzie dobrze. Wrócimy do domu, zobaczysz. Nie możemy zadzwonić, bo nie ma tu zasięgu. Wiem, mnie też to trochę przeraża, ale damy radę - objął ją ramieniem - Możemy iść dalej?
Vanessa kiwnęła głową. Ruszyli dalej.
-Myślisz, że w ogólę tu są jacyś ludzie....-powiedziała dziewczyna, zatrzymując się i wpatrując w wielki pałac, otoczony piękną złocistą aleją. Justin nie mógł uwierzyć własnym oczom. Uśmiechnął się od ucha do ucha.
-Myślę, że tak!
--------------------------
Było jeszcze wcześnie, a moi rodzice już spali. Wzięłam moją dużą torbę i spakowałam wszystkie potrzebne rzeczy. W ostatniej chwili przypomniałam sobie o ubraniach, które następnie również schowałam. Po cichu otworzyłam drzwi i wyszłam z pokoju. Szłam przez długi korytarz, aż wreszcie wyszłam z naszego pałacu.
-Ryan'ie, nadchodzę!
niedziela, 9 marca 2014
Rozdział 2
"Podpisano: Ellen Russo" - wpatrywałam się w ostatnie zdanie. Łzy pojawiły mi się w oczach. Jak to? Dlaczego tu jest napisane "rodzice"? Kto to jest Ryan? Co to ma być?! Porwałam kartkę i wybiegłam z pokoju. Ruszyłam w stronę balkonu, gdzie prawdopodobnie nadal znajdowała się moja mama. Miałam rację. Widząc mnie wstała z miejsca. Patrzyła na kartkę, którą trzymałam w ręku.
-Co to jest?! - prawie krzynęłam.
-Nie czytaj tego! - matka wyrwała mi ją z ręki.
-Za późno! - odpowiedziałam - Kim jest Ryan?!
-Nie miałaś się dowiedzieć w ten sposób...właściwie w ogóle nie miałaś się dowiedzieć - zaczęła moja matka, lecz jej przerwałam.
-Czyli chcesz mi powiedzieć, że przez kilkanaście lat okłamywałaś mnie, wmawiając mi, że jestem jedynaczką?!
-Widzę, że się domyślasz, o co tu chodzi...Ryan..jest twoim bratem... - mama schowała twarz w dłoniach - A raczej był twoim bratem - tu matka zaczęła płakać.
Stałam bez ruchu patrząc na moją matkę. Nic nie powiedziałam. Ryan nie żyje? Dlaczego? I w jaki sposób umarł? Dlaczego nikt mi nie chce powiedzieć? Moja mama, zupełnie jakby słyszała moje myśli, zaczęła mówić:
-Widzisz - wytarła chusteczką mokre oczy - Kiedy miałaś trzy lata, twój brat uciekł i nigdy nie wrócił. Tamtego dnia widziałam go po raz ostatni. Nie mam pojęcia dlaczego...
- Widocznie miał powód - odezwałam się. Nadal byłam na nią zła. Tak samo na ojca. Oboje mnie okłamywali. Nic mi nie powiedzieli. A ja przez te wszystkie lata zastanawiałam się tylko, kim jest mały chłopiec znajdujący się prawie na wszystkich zdjęciach w pokoju rodziców. Wróciłam do siebie. Położyłam się i okryłam niebieskim kocem. Ktoś zapukał do drzwi. To była Ashley.
- Czyli już wiesz...- powiedziała ze smutkiem w oczach.
-Ty też wiedziałaś? - spytałam zaskoczona. No pięknie. Robi się coraz lepiej...
-Ja..wiem, że możesz się nigdy więcej do mnie nie odezwać, możesz być na mnie zła, ale...
-Nie - przerwałam - Rozumiem. Nie będę na ciebie krzyczeć, złościć się...Tylko zastanawia mnie jedno, dlaczego ta kartka jest tutaj? Przecież to chyba jakaś wiadomość do...
-Tak - powiedziała Ashley - Twoja matka chciała to wysłać. Nie wiedziała, że gdzie jest twój brat, ale liczyła na to, że on to odczyta. Jednak zrezygnowała. Zostawiła to u mnie w pokoju, bo nie chciała, żebyś to zobaczyła.
-To prawda, że on już...nie żyje? - spytałam,
-Nigdy nie otrzymaliśmy takiej informacji. Właściwie nic nie wiadomo, ale twoja matka woli myśleć, że zginął.
-Dlaczego? To straszne!
-Tylko ona zna odpowiedź na to pytanie.
-Ashley, mogę zadać jeszcze jedno pytanie?
-Jasne, jakie?
-Dlaczego rodzice mi nie powiedzieli, że mam brata?
-Bali się - Ashley odwróciła głowę i podeszła do okna.
-Ale czego?
-Jeszcze poszłabyś go odszukać, zawsze miałaś dziwne pomysły! - prawie krzyknęła.
Nie rozumiem. Najpierw przychodzi, przeprasza, a teraz na mnie krzyczy.
-Wiesz co Ashley? - zapytałam, wstając z łóżka.
-Co? - spytała moja ciotka.
-Tak zrobię - uniosłam brwi do góry.
-Co zrobisz?
-Pójdę odszukać Ryan'a.
-Co to jest?! - prawie krzynęłam.
-Nie czytaj tego! - matka wyrwała mi ją z ręki.
-Za późno! - odpowiedziałam - Kim jest Ryan?!
-Nie miałaś się dowiedzieć w ten sposób...właściwie w ogóle nie miałaś się dowiedzieć - zaczęła moja matka, lecz jej przerwałam.
-Czyli chcesz mi powiedzieć, że przez kilkanaście lat okłamywałaś mnie, wmawiając mi, że jestem jedynaczką?!
-Widzę, że się domyślasz, o co tu chodzi...Ryan..jest twoim bratem... - mama schowała twarz w dłoniach - A raczej był twoim bratem - tu matka zaczęła płakać.
Stałam bez ruchu patrząc na moją matkę. Nic nie powiedziałam. Ryan nie żyje? Dlaczego? I w jaki sposób umarł? Dlaczego nikt mi nie chce powiedzieć? Moja mama, zupełnie jakby słyszała moje myśli, zaczęła mówić:
-Widzisz - wytarła chusteczką mokre oczy - Kiedy miałaś trzy lata, twój brat uciekł i nigdy nie wrócił. Tamtego dnia widziałam go po raz ostatni. Nie mam pojęcia dlaczego...
- Widocznie miał powód - odezwałam się. Nadal byłam na nią zła. Tak samo na ojca. Oboje mnie okłamywali. Nic mi nie powiedzieli. A ja przez te wszystkie lata zastanawiałam się tylko, kim jest mały chłopiec znajdujący się prawie na wszystkich zdjęciach w pokoju rodziców. Wróciłam do siebie. Położyłam się i okryłam niebieskim kocem. Ktoś zapukał do drzwi. To była Ashley.
- Czyli już wiesz...- powiedziała ze smutkiem w oczach.
-Ty też wiedziałaś? - spytałam zaskoczona. No pięknie. Robi się coraz lepiej...
-Ja..wiem, że możesz się nigdy więcej do mnie nie odezwać, możesz być na mnie zła, ale...
-Nie - przerwałam - Rozumiem. Nie będę na ciebie krzyczeć, złościć się...Tylko zastanawia mnie jedno, dlaczego ta kartka jest tutaj? Przecież to chyba jakaś wiadomość do...
-Tak - powiedziała Ashley - Twoja matka chciała to wysłać. Nie wiedziała, że gdzie jest twój brat, ale liczyła na to, że on to odczyta. Jednak zrezygnowała. Zostawiła to u mnie w pokoju, bo nie chciała, żebyś to zobaczyła.
-To prawda, że on już...nie żyje? - spytałam,
-Nigdy nie otrzymaliśmy takiej informacji. Właściwie nic nie wiadomo, ale twoja matka woli myśleć, że zginął.
-Dlaczego? To straszne!
-Tylko ona zna odpowiedź na to pytanie.
-Ashley, mogę zadać jeszcze jedno pytanie?
-Jasne, jakie?
-Dlaczego rodzice mi nie powiedzieli, że mam brata?
-Bali się - Ashley odwróciła głowę i podeszła do okna.
-Ale czego?
-Jeszcze poszłabyś go odszukać, zawsze miałaś dziwne pomysły! - prawie krzyknęła.
Nie rozumiem. Najpierw przychodzi, przeprasza, a teraz na mnie krzyczy.
-Wiesz co Ashley? - zapytałam, wstając z łóżka.
-Co? - spytała moja ciotka.
-Tak zrobię - uniosłam brwi do góry.
-Co zrobisz?
-Pójdę odszukać Ryan'a.
sobota, 8 marca 2014
Rozdział 1
-Ashley, gdzie matka? - spytałam moją ciotkę, która właśnie czytała jakąś książkę. Kochała czytać. Gdy była małą dziewczynką, jej mama codziennie sięgała po książkę i czytała. Cztery lata później matka zmarła przez jednego z naszych największyk wrogów, Lucas'a. Lucas za wszelką cenę chce przejąć nasz pałac i rządzić światem. Myślał, że jak zabije matkę Ashley, przestraszy nas, my uciekniemy, a wtedy pałac będzie jego.
-Chyba na balkonie -odpowiedziała, przewracając kartki.
Ruszyłam w stronę wielkich szklanych drzwi,prowadzących do naszego balkonu. Rzeczywiście, mama tam była. Siedziała na krześle i płakała. Co roku, 4 lutego, siedziała na tym balkonie i łzy spływały jej po policzkach,a ja nigdy nie mogłam dowiedzieć się o co chodzi. Czasami wydawało mi się, ze traktują mnie jak małą dziewczynkę. Ale ja mam już siedemnaście lat!
Ne chciałam pytać o powód jej smutku po raz dwudziesty. Po prostu chyba nie mogła mi powiedzieć.
-Wszystko w porządku? - zapytałam.
-Tak - odpowiedziała - Chciałabym pobyć trochę sama.
-Jasne - mruknęłam.
Miałam zamiar wrócić do swojego pokoju, ale w ostatniej chwili zdecydowałam się pójść do pokoju rodziców. Znajdowało się tam mnóstwo zdjęć. Moje, ich i pewnego małego chłopca, lecz nie miałam pojęcia kim on jest. Gdy pytałam o to taty, za każdym razem nic nie odpowiadał. Nie wiem dlaczego.
Nagle poczułam,że ktoś łapie mnie za ramię.
-Znów oglądasz te stare zdjęcia, co? - uśmiechnęła się moja ciotka, Ashley.
-Lubię tu przychodzić - odpowiedziałam, również się uśmiechając.
Po chwili obie podeszłyśmy do zdjęcia małego chłopca.
-Dlaczego nikt nie chce mi powiedzieć, kim on jest? - spytałam, z nadzieją, że uzyskam odpowiedź.
-Wiesz...może po prostu narazie...nie powinnaś wiedzieć - zabrzmiała odpowiedź.
Jak to nie powinnam wiedzieć?!
-W tej chwili mogę ci tylko powiedzieć, że on już nie żyje - dodała Ashley, wychodząc z pokoju.
Nie żyje?
Ja również opuściłam pokój, kierując się do sali balowej. Za miesiąc są moje urodziny. Podobno tata planuje jakieś wielkie przyjęcie. Nie lubię czegoś takiego. Wszyscy przychodzą, śmieją się i wręczają prezenty, a ty stoisz udając, że dobrze się bawisz.
Wróciłam do swojego pokoju. W nim czułam się najlepiej. Zaczęłam szukać jakiejś dobrej książki. Poprzewracałam wszystko w szafie. Wszystkie już przeczytałam. Ugh. Postanowiłam pójść do pokoju Ashley. Ona miała miliony świetnych książek. Sięgnęłam po jedną z nich i wróćiłam do swojego pokoju. W pewnym momencie wypadła z niej biała kartka z czarnym napisem.
"Kochany Ryan'ie, obiecuję Tobie, gdziekolwiek jesteś, że Cię znajdziemy. Kochamy cię, rodzice.
Podpisano: Ellen Russo."
-Chyba na balkonie -odpowiedziała, przewracając kartki.
Ruszyłam w stronę wielkich szklanych drzwi,prowadzących do naszego balkonu. Rzeczywiście, mama tam była. Siedziała na krześle i płakała. Co roku, 4 lutego, siedziała na tym balkonie i łzy spływały jej po policzkach,a ja nigdy nie mogłam dowiedzieć się o co chodzi. Czasami wydawało mi się, ze traktują mnie jak małą dziewczynkę. Ale ja mam już siedemnaście lat!
Ne chciałam pytać o powód jej smutku po raz dwudziesty. Po prostu chyba nie mogła mi powiedzieć.
-Wszystko w porządku? - zapytałam.
-Tak - odpowiedziała - Chciałabym pobyć trochę sama.
-Jasne - mruknęłam.
Miałam zamiar wrócić do swojego pokoju, ale w ostatniej chwili zdecydowałam się pójść do pokoju rodziców. Znajdowało się tam mnóstwo zdjęć. Moje, ich i pewnego małego chłopca, lecz nie miałam pojęcia kim on jest. Gdy pytałam o to taty, za każdym razem nic nie odpowiadał. Nie wiem dlaczego.
Nagle poczułam,że ktoś łapie mnie za ramię.
-Znów oglądasz te stare zdjęcia, co? - uśmiechnęła się moja ciotka, Ashley.
-Lubię tu przychodzić - odpowiedziałam, również się uśmiechając.
Po chwili obie podeszłyśmy do zdjęcia małego chłopca.
-Dlaczego nikt nie chce mi powiedzieć, kim on jest? - spytałam, z nadzieją, że uzyskam odpowiedź.
-Wiesz...może po prostu narazie...nie powinnaś wiedzieć - zabrzmiała odpowiedź.
Jak to nie powinnam wiedzieć?!
-W tej chwili mogę ci tylko powiedzieć, że on już nie żyje - dodała Ashley, wychodząc z pokoju.
Nie żyje?
Ja również opuściłam pokój, kierując się do sali balowej. Za miesiąc są moje urodziny. Podobno tata planuje jakieś wielkie przyjęcie. Nie lubię czegoś takiego. Wszyscy przychodzą, śmieją się i wręczają prezenty, a ty stoisz udając, że dobrze się bawisz.
Wróciłam do swojego pokoju. W nim czułam się najlepiej. Zaczęłam szukać jakiejś dobrej książki. Poprzewracałam wszystko w szafie. Wszystkie już przeczytałam. Ugh. Postanowiłam pójść do pokoju Ashley. Ona miała miliony świetnych książek. Sięgnęłam po jedną z nich i wróćiłam do swojego pokoju. W pewnym momencie wypadła z niej biała kartka z czarnym napisem.
"Kochany Ryan'ie, obiecuję Tobie, gdziekolwiek jesteś, że Cię znajdziemy. Kochamy cię, rodzice.
Podpisano: Ellen Russo."
piątek, 7 marca 2014
Prolog
-Kocham cię Selena - powiedziała Ellen, przytulając trzyletnią córeczkę. Obok niej siedział jej mąż głaszcząc dziecko po maleńkiej główce.
-Musimy ją chronić - powiedział do żony- Mam nadzieję, że będzie bezpieczna.
Oboje poszli do pokoju, w którym znajdowało się łóżeczko dla małej. Ellen położyła Selenę i okryła ją białym kocykiem. Po chwili wszedł mały braciszek dziewczynki, Ryan. Miał osiem lat, ale po jego minie było widać, że nie jest zadowolony z przybycia siostry na świat. Od czasu jej urodzenia miał wrażenie, że wszyscy o nim zapomnieli. Rodzice zajmowali się tylko nią.. Nie zwracali na niego uwagi. Był zazdrosny. Pragnął tylko, żeby Selena zniknęła z jego życia. Mały Ryan się rozpłakał. Rodzice natychmiast do niego podbiegli, pytając co się stało. Ale dokładnie w tym samym momencie jego siostra również zaczęła wrzeszczeć. Ellen wzięła męża za rękę i pociągnęła za sobą biegnąc w stronę córeczki.
Ryan przestał płakać. Wpatrywał się tylko w matkę przytulającą Selenę. Wyszedł ze swojego pokoju i ruszył w stronę wyjścia. Skulił się pod jednym z drzew i ponownie zaczął płakać.
Ellen biegała po całym pałacu zrozpaczona. Ojciec musiał zostać z nadal wrzeszczącą Seleną.
- Ryan! Gdzie jesteś?! Synku? Słyszysz mnie?! - wołała mama. Jednak nigdzie go nie było.
Wyszła na zewnątrz wpatrując się w ślady jego butów. Prowadziły do ogromnego drzewa. Ale synka również tamnie było.
Ryan zniknął. Ellen wróciła do pałacu, informując męża o tym co się stało.
-Zrób coś, on ma tylko osiem lat! Proszę..-błagała żona.
Wysłał kilkanaście osób. Wierzył, że odnajdą jego syna.
-----------
Ryan biegał po gładkiej ziemi. Co chwilę jakieś rośliny wpadały mu na twarz, więc musiał je ciągle odpychać jego małymi rączkami.
Już dawno przestał płakać. Wiedział, że rodzice i tak nie będą go szukać. Myślał, że już go nie kochają.
Nie miał racji.
-----------
- Sprawdźcie tam! - krzyknął jeden z mężczyn. Każdy z nich miał brązowego konia. Nikt nie widział, gdzie może się znajdować ośmioletni Ryan.
Ich poszukiwania trwały już kilka godzin.
-----------
-A co jak on się nie znajdzie? - spytała zapłakana Ellen wpatrując się w męża wpatrującego się w okno.
-Przestań - warknął - Z pewnością się znajdzie...To małe dziecko, nie poradzi sobie sam - Ellen wiedziała, że powiedział to niepewnie.
Mała Selena spała w swoim łóżeczku okryta kocykiem. W pewnym momencie obudziła się. Ale nie płakała. Spojrzała za siebie na duże zdjęcie, na którym znajdowało się zdjęcie rodziców i Ryan'a. Zmrużyła maleńkie oczka i znów zasnęła.
-----------
-Musimy ją chronić - powiedział do żony- Mam nadzieję, że będzie bezpieczna.
Oboje poszli do pokoju, w którym znajdowało się łóżeczko dla małej. Ellen położyła Selenę i okryła ją białym kocykiem. Po chwili wszedł mały braciszek dziewczynki, Ryan. Miał osiem lat, ale po jego minie było widać, że nie jest zadowolony z przybycia siostry na świat. Od czasu jej urodzenia miał wrażenie, że wszyscy o nim zapomnieli. Rodzice zajmowali się tylko nią.. Nie zwracali na niego uwagi. Był zazdrosny. Pragnął tylko, żeby Selena zniknęła z jego życia. Mały Ryan się rozpłakał. Rodzice natychmiast do niego podbiegli, pytając co się stało. Ale dokładnie w tym samym momencie jego siostra również zaczęła wrzeszczeć. Ellen wzięła męża za rękę i pociągnęła za sobą biegnąc w stronę córeczki.
Ryan przestał płakać. Wpatrywał się tylko w matkę przytulającą Selenę. Wyszedł ze swojego pokoju i ruszył w stronę wyjścia. Skulił się pod jednym z drzew i ponownie zaczął płakać.
Ellen biegała po całym pałacu zrozpaczona. Ojciec musiał zostać z nadal wrzeszczącą Seleną.
- Ryan! Gdzie jesteś?! Synku? Słyszysz mnie?! - wołała mama. Jednak nigdzie go nie było.
Wyszła na zewnątrz wpatrując się w ślady jego butów. Prowadziły do ogromnego drzewa. Ale synka również tamnie było.
Ryan zniknął. Ellen wróciła do pałacu, informując męża o tym co się stało.
-Zrób coś, on ma tylko osiem lat! Proszę..-błagała żona.
Wysłał kilkanaście osób. Wierzył, że odnajdą jego syna.
-----------
Ryan biegał po gładkiej ziemi. Co chwilę jakieś rośliny wpadały mu na twarz, więc musiał je ciągle odpychać jego małymi rączkami.
Już dawno przestał płakać. Wiedział, że rodzice i tak nie będą go szukać. Myślał, że już go nie kochają.
Nie miał racji.
-----------
- Sprawdźcie tam! - krzyknął jeden z mężczyn. Każdy z nich miał brązowego konia. Nikt nie widział, gdzie może się znajdować ośmioletni Ryan.
Ich poszukiwania trwały już kilka godzin.
-----------
-A co jak on się nie znajdzie? - spytała zapłakana Ellen wpatrując się w męża wpatrującego się w okno.
-Przestań - warknął - Z pewnością się znajdzie...To małe dziecko, nie poradzi sobie sam - Ellen wiedziała, że powiedział to niepewnie.
Mała Selena spała w swoim łóżeczku okryta kocykiem. W pewnym momencie obudziła się. Ale nie płakała. Spojrzała za siebie na duże zdjęcie, na którym znajdowało się zdjęcie rodziców i Ryan'a. Zmrużyła maleńkie oczka i znów zasnęła.
-----------
Subskrybuj:
Posty (Atom)